sobota, 25 maja 2013

Między smarknięciem a kaszlnięciem

W przypływie zwykłej dla mnie katarowej melancholii powracam do wszystkich blogów, pamiętników, opowiadań i niedooglądanych seriali. Opatulona po szyję siedzę w rozkosznym półmroku, ciesząc obolałe gardło gorącą herbatą. Wracam do wiedźmina, tym razem w wersji cyfrowej. Cośtam bazgrolę, plamiąc przy okazji pościel długopisem. Lekko przyćmiona gorączką i lekami łatwiej odnajduję słowa, których szukam. Słodka rutyna.
Nieoczekiwany obrót spraw zaskoczył mnie ostatnio optymistycznymi prognozami. Odbudowuję życie rodzinne, społeczne i szkolne. Znowu zapamiętuję i rozumiem rzeczy, których się uczę. Wstaję rano, nie spóźniam się do szkoły i zasypiam spokojnie wieczorem. Sprzątam pokój, z pomarańczową ścianą i żółtą pościelą. Powoli określam na nowo system wartości. Zaczynam mieć marzenia, plany i nadzieje. Czasem tylko migrena zetnie mnie z nóg, wciśnie do łóżka i na chwilę odbierze wszystkie siły, ale nic nie dzieje się od razu. Może i płaczę jak bóbr na filmach disneya, ale wierzę w metodę małych kroków.



Call us brutal, sick, sadistic,
And grotesquely optimistic
'Cause way down deep inside
We've got a dream!



No i już się popłakałam. Boże, to nawet nie 
był cały film, to tylko jedna cholerna piosenka. 

środa, 15 maja 2013

Bad Things

A bullet in your head is how I want it
Your body on the floor - a Kodak moment
You're a waste of air and a waste of space
I want sharp objects to fly into your face
I hate you now more than I ever did
I wanna kill you, dig you up and do it again
I want a car to run over your head
Put it in reverse and do it again

And I would be lying if I said that it wasn't true
I only want bad things to happen to you

It would be really great if you drowned in a lake
Or put a bag over your face and watched you suffocate
I'd celebrate at your wake, I'd bake myself a cake
'Cause you're my favorite person that I love to hate
And you're the reason that murder should be legalized
If it was, you'd be dead and in the ground by five
Just in case I forgot to say -
 I hate you motherfucker in the very worst way




Jest we współczesnej muzyce taka dziwna dwoistość: przy pełnej świadomości niskiego poziomu artystycznego, emocjonalnego, lirycznego i muzycznego utworu, kocham go całym sercem. Można by wręcz powiedzieć, że zachodzi odwrotna proporcjonalność między jakością utworu, a tym jak bardzo się z nim utożsamiam. Tutaj mamy przykład od samego mistrza.

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Good day, sunshine!

Z radością zauważam, że mój wewnętrzny Shopenhauer schodzi z warty. Zmienił go dziś rano John Lennon, i tak oto głos sumienia zmienił się w radosne nucenie, z okazjonalnymi pogwizdami :3. Czas zmienić futro na letnie, zafarbować jakąś koszulkę, wybrać się do lumpeksu po spódnicę w kwiaty. Czas planować! Znaleźć najtańsze trampki w jeleniej (nawet jeśli mają być z Haną Montaną) i kupić szelki dla szczura (tak, jest coś takiego). Czas odliczać dni robocze pozostałe do końca roku szkolnego i robić wszystko, żeby wyszło jak najmniej ;). Zabawne jak te plany szybko się gromadzą, kiedy snuje się je z entuzjazmem. Pojawił się nawet element niemogęsiędoczekania, więc jest naprawdę nieźle. 
Za 121 dni wsiadamy w pociąg. Trzy dni, trzy sceny, kilkanaście koncertów, dwie nieprzespane noce i setki szczęśliwych ludzi. Chyba właśnie tego mi trzeba. Zwłaszcza kiedy tak przeglądam koncerty z 81 roku. Tak, śnieg może już topnieć. Już jestem gotowa na lato. 

piątek, 1 marca 2013

some are born to endless night.

Z jednej rozpaczy na drugą. 
Chociaż nie - to teraz, to nie jest rozpacz. Rozpacz ma podłoże egzystencjalne, rozpacz to coś wielkiego, coś uniwersalnego. Teraz po prostu czuję się zraniona, tak jak się dawno nie czułam. Oszukana. Odarta z nadziei, tak lekkomyślnie podarowanej. Samotna - bo na całym świecie nie ma dla mnie nikogo. Chyba jeszcze nigdy tak się nie czułam... Bo jeszcze nigdy tak ślepo nie ufałam. No cóż, trzeba zbierać doświadczenia. Właśnie tego mi było trzeba - przypomnienia, żeby nie ufać, nie mieć nadziei i przede wszystkim się nie zbliżać. Za każdym razem jak zapominam, dobra wróżka mi przysyła przypomnienie. Fakt, moje życie i bez tego jest wystarczająco beznadziejne. Jedno, co mnie pociesza to fakt, że to nie ma znaczenia. Nie ma znaczenia, bo wszystko i tak przepadnie.
Jest mi tak żałośnie źle, że już nie wiem co mam zrobić. Już zużyłam wszystkie moje akty ostatecznej desperacji, nic mi nie zostało w tej kwestii - myślałam, że upadłam na dno, a tymczasem jest coraz gorzej. Wszystko się wydaje teraz błahe. Nie mam nawet siły, żeby się poddać i pogrążyć w smutku. Nie mam siły na kompensację ani na odreagowanie. Nie wiem co mam zrobić. 
Tylko jeden pomysł mi przychodzi do głowy i nie chce mnie opuścić. Narzuca mi się wręcz. Ale... no właśnie, ale co?

niedziela, 24 lutego 2013

Schopenhauer zawsze spoko

"Kiedy w ciężkich, koszmarnych snach przerażenie dochodzi do najwyższego stopnia, wówczas ono właśnie nas budzi, dzięki czemu znikają wszystkie nocne koszmary. To samo dzieje się w śnie życia, kiedy najwyższa trwoga skłania nas, by go przerwać".


"Nasze praktyczne, realne życie jest mianowicie nudne i mdłe, o ile nie targają nim namiętności, jeśli zaś one wkraczają, staje się niebawem bolesne; szczęśliwi są zatem ci tylko, którym przypada w udziale jakaś nadwyżka intelektu ponad tę miarę, jakiej wymaga służenie woli".


Tak mi się rzuciło w oczy akurat. 
 

niedziela, 17 lutego 2013

Przyszło do mnie pod prysznicem

Nasze życie jako bytów ziemskich to ni mniej, ni więcej, niż pasmo nieprzerwanych cierpień, których żadna radość nie może zrekompensować. Ułuda jest tylko maską którą nakładamy na nasze brudne twarze, by nam samym łatwiej było patrzeć na ten odrażający świat. Przyszłość każdego dnia udowadnia nam, jak mało wiemy o rozpaczy. Próby ucieczki z tego desperackiego wyścigu o życie i śmierć spełzają na niczym - ucieczki nie ma. Nadawanie sensu, poszukiwanie doznań, czynienie dobra - to wszystko tylko mizerne próby zapełnienia pustki, którą sami jesteśmy. Jedyny skutek jaki nasze działania kiedykolwiek przyniosą, to śmierć - bo wszystko co robimy, robimy żeby umrzeć. Życie nasze jednak nie jest przez to bardziej sensowne, a jedynie zdaje się stawać coraz bardziej bezcelowe i bezużyteczne. Życie to ogromny wysiłek, który podejmujemy tylko po to, aby ponieść porażkę. Ktokolwiek wierzy w coś innego, jest albo zbyt słaby, aby zaakceptować prawdę, albo zbyt głupi, by ją dostrzec.

U mnie spoko.

czwartek, 7 lutego 2013

Emosmęty

Ile razy już przez to przechodziłam? Siadałam późnym wieczorem za biurkiem, zwieszając głowę, w której dudniło mi to jedno, przytłaczające pytanie: co jest ze mną nie tak? Wszystko zdaje się być na miejscu. Niczego nie brakuje i niczego nie jest za dużo... no, może brakuje kilku rzeczy, ale wszystko w granicach normy. I bardzo długi, skomplikowany ciąg myślowy, którego nie chce mi się teraz odtwarzać, ponownie doprowadza mnie do wniosku, że jestem po prostu zbyt słaba i wrażliwa by istnieć w tak pustym i szarym świecie, jak ten. A najgorsze, że nikogo nie mogę za to winić, a więc i karać nie ma kogo.
W tym właśnie momencie lubię wracać do mojego małego kompleksu mesjasza, podobnego trochę do tego, który trawił wujka Adolfa. Pogrążam się w kojącym przekonaniu, że wszystko to ma jakiś większy cel. Rozpływam się w fantazjach o tym, że wszechświat nienawidzi mnie tylko i wyłącznie dlatego, że postrzega mnie jako zagrożenie dla swojej niezależności. A jednak gdzieś w kącie mojej głowy siedzi ten mały, złośliwy Schopenhauer i podszeptuje - cichutko, ale uparcie: BULLSHIT.

"Nie ten wymiar, to kolejny"
Chyba coś w tym jest.

środa, 16 stycznia 2013

"Jak uratować samobójcę" p1

Jesteś bardzo silna, wiesz...?
Byłaś tam. To świadczy o Twojej sile więcej, niż myślisz. Poza tym ciągle walczysz, spójrz ile osób ma "problemy" i się poddaje od razu.
Uwierz mi - wiele osób to widzi i podziwia. O każdym się gada. Na Twój temat słyszę tylko "wow, to ta sama Julia? Ale ona teraz bosko wygląda, bez jaj" albo "silna jest, wow". Poza tym, liczy się opinia tych najbliższych osób. Wszyscy cię podziwiamy i kochamy.
Czasami rozumiemy więcej przez milczenie. Dziękuję Ci raz jeszcze, że tam byłaś i że mogłam Cię trzymać za rękę.

wtorek, 15 stycznia 2013

To uczucie

kiedy powoli stajesz na nogi, i już prawie czujesz, że masz wszystko pod kontrolą - i zaczynasz się naprawdę śmiać...
a potem słyszysz że twój śmiech jest irytujący.

Oh, przepraszam. Zacznę się ciąć, może to nie będzie was irytować.