niedziela, 30 stycznia 2011

Misja: zostać hipisem

Status misji:                              rozpoczęta
Data finalizacji misji:                 wakacje 2011
Największe zagrożenia dla
prawidłowego przebiegu misji:   szkoła, mama, społeczeństwo, wszechświat
Sprzymierzeńcy:                       Agatka
Potencjalni wrogowie:               pozostali (wszyscy, oprócz Agatki)
Podmisje:                                a) dieta
                                               b) edukacja muzyczna (z naciskiem na: The Doors, John 
                                               Lennon, Prince, Lenny Kravitz, Led Zeppelin, The
                                               Rolling Stones)
                                               c) lektura: Timothy Leary - Polityka Ecstasy
Środki:                                    mówienie do ludzi 'bracie' i 'siostro', ew. 'kwiatuszku'
                                               wzajemna motywacja
                                               muzyka
                                               stosowanie substancji odurzających  (niedostępne)
Cel:                                         nieprzejmowanie się, optymizm, spełnienie marzeń








Niech moc mi sprzyja... 

wtorek, 25 stycznia 2011

Krótka Instrukcja Obsługi Julii

Ja jestem człowiekiem niesłychanie prostym. Trzeba wyczuć mój nastrój, a potem się do niego dostosować. Łatwo powiedzieć... ale po czym poznać jaki mam humor? Odpowiedź na to (jakże banalne!) pytanie naszła mnie dzisiaj. Po muzyce!

Podręczny słownik moich uczuć 
(UWAGA, zaznaczam, że od podanych reguł są wyjątki)
Holy Wood - rozpacz. głównie samotność, odrzucenie, ale też zwątpienie w siebie. Dno den absolutne
Mechanical Animals - nastrój umiarkowany, spokojny, raczej neutralny
Portrait of an American Family - zmęczenie życiem / wściekłość / buntownicze nastawienie
The Golden Age of Grotesque - zwykle umiarkowana radość i / lub  bunt
Eat Me, Drink Me -smutek, brak pomysłu, co ze sobą zrobić
The High End of Low - raczej radość, pewność siebie, 100% stabilność
Antichrist Superstar - bunt połączony z pewnością siebie
Smells Like Children - dzieje się coś dziwnego! Prawdopodobnie Mansonoszał
Nine Inch Nails - zwykle desperacja, refleksyjny nastrój
The Doors - pewność siebie, artystyczny nastrój, wyluzowanie
The Beatles - luz, spokój, wszystko pod całkowitą kontrolą
The Rolling Stones - podobnie jak wyżej
Judas Priest - to właściwie nie wiem co... ale raczej coś pozytywnego... chyba.
NDK - melancholia, wspomnienia, często zwątpienie, ale niekiedy też radość i pozytywne nastawienie
Inna muzyka - może oznaczać świeżą energię, ale też zwiątpienie, 'kryzys wiary', w każdym razie - chęć / potrzeba zmian
 ENJOY! 

Szczerze mówiąc, przeraża mnie prawdziwość tego spisu. Niby taka niebanalna istota ze mnie, emocjonalnie niestabilna i zmienna... a tu taki banalny, głupi BUG. Niebywałe. Zawiodłam się na sobie... choć, w pewnym sensie, lubię tę swoją cechę. Lubię być czegoś o sobie pewna.

sobota, 22 stycznia 2011

W pułapce

Nienawidzę być zamknięta. Nienawidzę mentalnych klatek, porozstawianych na każdym kroku, czekających, żeby mnie złapać i zagłodzić. W szkole, w każdej ławce, siedzi przynajmniej jedna taka pułapka - choćby i malutka. Czasem zdaje mi się, że otwieram drzwi i raz na zawsze uwalniam się z tej klatki, a w rzeczywistości po prostu wchodzę do innej. Już dawno przestało istnieć wyjście. Pierwszą klatką jest wszechświat. Drugą - Ziemia. Trzecia to państwo i tutaj rodzi się największa frustracja, bo, o ile ze wszechświata dałoby się wyjść, z państwa - nie można. Każde ścierwo leży na czyjejś ziemi. A po państwie są ludzie. I od nich też nie można się uwolnić, bo albo jesteśmy z nimi, dzielimy uczucia, myśli i ambicje, albo tęsknimy do nich, potrzebujemy ich, gardzimy nimi, nienawidzimy ich, ignorujemy - jesteśmy nieodmiennie spleceni w jeden, umierający organizm. Pozwolę sobie zacytować moją polonistkę: "Łączy je to, że są sobie przeciwne". Ludzie dzielą się na mniejsze i większe klatki - dyrektor szkoły nakłada na uczniów klatkę, ale dość obszerną i, w gruncie rzeczy, przytulną, ale już nauczyciel WDŻ wkłada każdemu - każdemu, do kogo uda mu się podejść - kaganiec, który ukierunkowuje nawet sposób szukania ucieczki. Przyjaciele też zamykają cię w klatce, ale siedzą w niej razem z tobą. Wrogowie wiążą cię na smycz i tak obie strony przeciągają się, a ta, która ciągnie mocnej staje się poddanym. Długo mogłabym jeszcze komentować... ale nie to jest moim celem. Chcę tylko przybliżyć mój tok myślenia. Moim celem jest porzucenie klatek, co, jak już mówiłam, nie jest możliwe. Ale i w klatce mogłabym być wolna - gdybym ją zaakceptowała i gdyby nie przeszkadzała mi ona w życiu. Wszechświat mi nie przeszkadza, wspaniałomyślnie rzekłam. Ziemia też nie, ją nawet lubię. Państwo to klatka, której najbardziej nienawidzę, którą gardzę jak chyba żadną inną. Paradoksalnie, urodzić się jest najlepszym sposobem, żeby wpakować się w klatkę bez wyjścia. Ale i to mogłabym zaakceptować, bo nie czuję potrzeby walki z wiatrakami. Szkoła - to klatka którą uwielbiam, bo chociaż (jak każda) w jakiś sposób ogranicza, to umiem znaleźć korzyść w sztywnych drogach, które tak wyraźnie wskazuje. Mogę nimi iść, bo widzę że prowadzą... do słusznej klatki? Można tak powiedzieć? W dzisiejszym świecie chyba trzeba.  Chodzi mi o to, że ona ogranicza tylko te negatywne ucieczki. Najbardziej chciałabym się wydostać z tych klatek, które nałożyli na mnie niektórzy ludzie - z tej klatki nienawiści do miłości, tęsknoty, namiętności do obojętności. I z klatki marzeń, których nigdy, przenigdy nie spełnię, jak słoń, który chciałby być baletnicą, albo brzydkie kurczątko, które chciałoby być kaczątkiem. I z klatki mojego parszywego ciała, drugiej (zaraz po państwie) najbardziej frustrującej klatki, drugiego kagańca, który nakłada nam się przy urodzeniu.
Nienawidzę klatek...

wtorek, 18 stycznia 2011

Oto, co dostaję.

Właśnie kiedy wszystko zaczynało mieć sens, 
Zabrałaś całą moją pewność siebie. 
Teraz wszystko, co słyszałem, musi być prawdą...
Zgaduję, że nie jestem jedynym chłopcem dla Ciebie.

Ale oto, co dostaję...



Jak mogłaś mnie zmienić w TO, 
Zaraz po tym, jak nauczyłaś mnie całować...? 
Mówiłem Ci, że nigdy bym się nie pożegnał.
Teraz ślizgam się we łzach, które przez ciebie wypłakałem...


Dlaczego zawsze z zaskoczenia 
przychodzi myślenie, że byłem tak naiwny? 
Może to nie znaczyło tak wiele,
Ale dla mnie - znaczyło wszystko. 


FUCK YOU, bo nadal męczę Pretty Hate Machine!  


Zdajesz sobie sprawę, zdajesz, co się dzieje? Widzisz, co wyprawiam, już pojmujesz, już to masz? Dotarło już to do Ciebie? Widzisz, że tylko udaję to udawanie, że nie udaję? Udało Ci się uchwycić ten niesubtelny przejaw subtelności? 

środa, 12 stycznia 2011

KRWI!

Boże, boże, boże, boże, boże! Jak ja się fatalnie czuję, fatalnie naprawdę się czuję! Niechże mnie pochłonie jaka otchłań bezdenne, jeśli tylko odnajdę tam wybawienie od mych katuszy! Narzekałam niedawno, że wszystko jest mi obojętne. Właśnie doszłam do ważnego wniosku: zdecydowanie wolę obojętność, niż to chore pragnienie, którego nie da się sprecyzować! Wolę pić z gwinta sok malinowy, niż zagryzać knykcie w rozpaczliwej potrzebie drapania i gryzienia ścian. Mam ochotę wpaść w prawdziwą furię i nierdzewnym nożem dać upust swoim negatywnym emocjom. Wystarczyłoby, żeby ktoś ze mną pogadał, po prostu o niczym - to mnie zwykle uspakaja... ale dzisiaj każdy ma jakieś ważne sprawy, gorszy dzień i nieodpartą chęć wygarniania mi, co jest ze mną nie tak. Czy naprawdę nie znacie mnie na tyle, by wiedzieć, że ja to wszystko zniosę w każdy, dosłownie każdy dzień, tylko NIE DZISIAJ?! Ile w tym głupoty, bezmyślności, a ile czystego sadyzmu?! BOŻE, zabierz mi klamkę i daj pluszową ścianę!! Szaleństwo zdecydowanie byłoby wybawieniem z tej chorej próżni pomiędzy pasją a obojętnością. Idiotyczna czarna seria. Nienawidzę Cię, świecie, nienawidzę Cię, cywilizacjo, nienawidzę Cię, społeczeństwie, nienawidzę Cię, narodzie!!
Rączki mi się trzęsą, chyba łzy uciskają mi jakiś nerw w mózgu i nie do końca panuję nad swoim ciałem. Ale nie popłaczę się, nie ma ojca w domu!! Najbardziej przyjemne wspomnienia wywołują uścisk w żołądku, bo wiem, że powinnam ich żałować. Boże, zabierz tą wątrobę z moich nerek i wstawiaj z powrotem żołądek na jego miejsce! ,_.
JEST MI ŹLE, dałam to już do zrozumienia?!

niedziela, 2 stycznia 2011

Nowy Rok!

Słusznie przewidywałam, że wypoczynek w te ferie nie jest moim przeznaczeniem. Najpierw Julia, Alicja i Ola nie dały mi spać do 6:30, nawijając cały czas o swoich harcerskich wybrykach (co, swoją drogą, było szalenie sympatyczne). No, ale dzięki temu wiem, że o 4  w nocy pizza smakuje doskonale, nawet, jeśli jest trochę surowa. I poznałam bliżej koleżankę Kamilę, fankę Mansona (w sumie nie lubię, kiedy obca laska wzdycha do MOJEGO ukochanego, ale mogę jej to wybaczyć, jako że ma +/- przyzwoite doświadczenie, jak na dwumiesięczną znajomość). Odkryłam też, że nawet w swetrze można wyglądać jak ladacznica i, na boga, rzygam już piosenką ADIN. A w kwestii piosenek, ŻADNA nie jest ładna o 8 nad ranem, po godzinnej drzemce, choćby nawet był to hicior za dnia.
Między świętami a Sylwestrem prawie się uczyłam, prawie robiłam prezentację na technikę i prawie czytałam lekturę. Prawie kupiłam sobie piżamę, ale za to na pewno kupiłam sobie różowe i włochate kapcie (które, nawiasem mówiąc, DOSKONALE wprost prezentują się ze skórzanymi spodniami). Nauczyłam się gotować gulasz sojowy z torebki, biegając co minutę od komputera do garnka by zamieszać i z powrotem. Spróbowałam i pokochałam yerbę. Przesłuchałam na niemożliwej wprost głośności Judas Priest i Mansona (liczyłam, że usłyszą to sąsiedzi, z których najbliższy mieszka 100m dalej - chyba nie wyszło, bo nie było skarg). Spisałam tekst piosenki, która jest hitem nadchodzącego roku - Norbert & Slavek: HIM. Boże, kocham ten utwór!! In the moonlight you and me, and your number is six six six... A pomógł mi w tym pewien student, który nie jest wcale studentem, mimo że studiuje. Obejrzałam Kevina. Poznałam cudowne, nowe słowa, jak np. horrendalny, aberracja, fiksat, niepośledni, feblik, uzus, nygus czy dezolacja. I pewnie zrobiłam kilka innych, nudnych rzeczy, których nie pamiętam, bo wydarzyły się milion lat świetlnych temu, a ten milion zamaskował się gdzieś w czasoprzestrzeni i bardzo wprawnie udaje, że go tutaj nigdy nie było.
Brak snu działa na mnie szalenie podobnie jak alkohol, co bardzo dokładnie udało mi się ostatnio zbadać (nie działanie alkoholu, tylko działanie braku snu). Seplenię, kręci mi się w głowie, widzę świat w extreme HD, wszystko świeci i przestaję cokolwiek analizować. W sumie nie wiem, czy tak jest po alkoholu, czy po jakimś innym świństwie, ale na pewno zgadza się to z jakimś rodzajem nietrzeźwości. Wracając jednak do niespania - 31 grudnia wstałam o 10.30, zasnęłam zaś 1go stycznia około 15. Nieźle, nawet jak na mnie. W ciągu jednej nocy zgarnęłam dwa zaproszenia na imprezy (w przypadku zaproszenia od Justysi prawdopodobnie byłoby to LAN party, ale wolę tego nie komentować). I zrobiłam sushi. Tak, jestem BOSS! Mało tego, ja je potem zjadłam! Jestem boss do kwadratu. Jeszcze muszę zarżnąć Agatkę, za te wszystkie niechlubne zdjęcia, które uczyniła (uczynić zdjęcia! Odnotować - jestem boss do sześcianu).  I zarżnąć ją za to, że nad ranem musiałam oglądać 'Zakochaną Złośnicę' -,-'''. Prawie śmieszna prawie komedia prawie romantyczna. Fuj! Dobrze, że wcześniej dostałam silne antidotum Quentina Tarantino. Och, a propos - Tej nocy udało mi się też zakochać <3. Misiu, kocham Cię!! A teraz pędzę z wyjaśnieniem, aby ktoś nie wyciągnął przygłupich wniosków. Obejrzawszy Bękarty Wojny (tak, ten film też kocham, ale to jeszcze nie to) zapałam pożądaniem (i paroma innymi uczuciami) do Niedźwiedzia Żyda. Jak tu nie kochać takiego cudownego, umięśnionego samca o żydowskiej urodzie, z wielką pałą, odzianego w skórę? Jego śmierć była dla mnie ciosem. ,_. Na szczęście przeżył mój idol numer dwa, SS-man o urodzie Mareczka. Jest do kogo wzdychać. Oszalałam za Misiem do tego stopnia, że mam go na tapecie telefonu i (!!) komputera. To naprawdę wiele mówi. Wracając jednak do przeszłości - życzenia złożyłam prawie wszystkim, oprócz Miłośnika Zwierzątek Futerkowych (który, jak się dowiedziałam, już nie ma zwierzątka futerkowego; ta wiadomość tak mnie ubodła i głęboce zasmuciła, że cały dzień miałam wyjątkowo dobry nastrój :3) bo ta cipa ode mnie nie odpiera. Ta cipa zresztą w ogóle mnie olewa, co przestało mnie nawet denerwować, a może i obchodzić. Ale ja to zmienię, zmienię to! Tylko że teraz, to mi się nie chce. Złożyłam też życzenia innemu kosmaczowi, który nadal chce udawać, że mnie nie zna, ale nie bardzo mu to wychodzi. Rano zagrałyśmy w Szwabską Grę Liiiiz-*LEPS*. Uwielbiam ją. To będzie główna atrakcja każdej następnej imprezy, słowo daję (Jezus nie wiedział, kto to jest Kendra Wilkinson - HA, HA, HA!!). Na koniec udało mi się pożyczyć dedorsową książkę, za którą wezmę się od razu po tym, jak skończę tego Buszującego.
Nie ma co, wspomnienia będą o.-
Czas podsumować, jak wyszły mi postanowienia (omg, już?! założyłam tego bloga w zeszłym tygodniu ;oo).

  • Mieć czerwony pasek na koniec roku (bynajmniej nie na tyłku).
Noo, nie... ale nie mam sobie za złe. Przestało mi na tym zależeć aż tak. 

  • Nauczyć się grać na gitarze.
Hmm, a dwie piosenki można uznać? Można. No to ptaszek! 

  • Wkładać więcej serca w to, co robię. 
Nie za bardzo pamiętam, co miałam na myśli, ale wydaje mi się, że tak ;D. 
  • Posiąść cnotę cierpliwości.
Ptaszek.

  • Nauczyć się panować nad sobą.
Ptaszek. Z tego, jak wypełniłam ten punk, jestem wręcz dumna. 

  • Przezwyciężyć irracjonalne lęki.
Yych... to można uznać za krok w tył :|. 
  • Schudnąć!
Doobra tam, nieważne...


  • Być milszą dla rówieśników.
Ptaszek, zdecydowany ptaszek! 

  • Przestać myśleć...
Hm, tutaj też nie bardzo pamiętam o co chodziło, ale stawiam ptaszka, bo chyba miałam na myśli poprawianie wszystkiego na siłę. 

  • Znaleźć w sobie więcej optymizmu.
Ptaszek (niektórzy zaprzeczą, inni popukają się palcem w czoło, ja jednak dobrze wiem, że tu jest ptaszek). 


  • Pisać pamiętnik. 
Kolejny punkt wypełniony na 110%.  c;

  • Mniej czasu spędzać przed komputerem
Sama siebie zaskoczyłam, ale naprawdę ptaszek. ;O


Podsumowując - 9/12. OOMG, BOSS DO CZWARTEJ :OO. Poszło mi o wiele lepiej, niż myślałam! O.O Pozwolę sobie też na wypisanie pozostałych postępów, których dokonałam.

  • Silne wzbogacenie wiedzy muzycznej
Z tym że silne, to niejeden by dyskutował, ale naprawdę zrobiłam spory krok w przód. Rok temu, zapytana czego słucham, odpowiadałam Marilyn Manson. Teraz najkrótsza (i jednocześnie najbardziej niejasna odpowiedź) na ją mnie stać to 'Szeroko pojęty rock' i dodanie, że 'rock zaczyna się dla mnie w okolicach Elvisa Presleya, a kończy na Judas Priest'. I dużo słucham.
  • Rozwój życia towarzyskiego
Z tego to może dumna jakoś specjalnie nie jestem, czy szczęśliwsza - też nie mam pewności, ale to chyba jakiś postęp. I ponoć to dobrze działa na mózg (chociaż nie mam pewności, bo dopiero niedawno zaczęłam gadać do siebie, może to znak?). 
  • Rysuję i piszę
Z tego jestem dość dumna - bardziej z pisania, niż z rysowania, ale najważniejsze jest to, że obie czynności dają mi jakąś (może nie dużą, ale zawsze) satysfakcję. 



Na więcej jakoś wpaść nie mogę, ale i tak myślę, że wynik nie jest zły. Oszczędzę sobie wypisywania wszystkich FAILi tego roku, ale bez wątpienia mogę powiedzieć, że największym był Bartek. Na tą sytuację po prostu słów nie mam, miałam się doskonalić, a tu idealna powtórka sprzed dwóch lat. <ściana> Jak zwykle nie potrafię wyciągać wniosków... ale nie, żebym żałowała. Po prostu teraz będę trochę bardziej tęsknić.
Nowe postanowienia - może kiedyś tu będą, może nie. Nie jestem pewna czy w ogóle jakiekolwiek napiszę, a jeśli tak, to w papierze. Tutaj - niekoniecznie.