niedziela, 26 grudnia 2010

Święta, święta i po świętach...

*Lubię to zdjęcie*
Błysk, świst, pizd, i po świętach oO. Wigilia przegalopowała w tym roku gdzieś koło mnie, owszem, poczułam jej impet na włosach, ale nic poza tym. I karpia nie było, psiakrew, a mama obiecała, że będę mogła go zabić... Jak pech, to po całości. Jeśli chodzi o prezenty, dostałam skarpety i 1/3 glanów (1/6 prawego i 1/6 lewego). Cudowny kroczek ku nieśmiałym szeptom nadziei! I brat mnie odwiedził, ach, ten mój niedobry brat! Oczywiście skontrolował gdzie idę, z kim, dokąd, kiedy, na ile i po co, zjedliśmy po pół pstrąga (ach, te rodzinne tradycje dzielenia się posiłkiem...) i popędził na "pasterkę". To, swoją drogą, też nasza mała tradycja. Hmm, czy coś jeszcze mogę powiedzieć na temat Wigilii? Chyba tylko to, że nie było nic ciekawego w telewizji, a ja umocniłam się w wierze, popełniając ciężki grzech nieumiarkowania. Wesołych świąt! :)
Udało mi się skończyć Grę w klasy! To znaczy tą oficjalną część. Teraz muszę przeczytać to wszystko jeszcze raz, skacząc po rozdziałach zgodnie z kluczem. Obstawiam że zajmie mi to kolejne 3 miesiące, pod warunkiem, że szybko przeczytam "Buszującego w zbożu" (o którym jeszcze kiedyś wspomnę). Ach, robię cudowne postępy! Miałam się też trenować w gitarowaniu, ale nie wyszło... jak zwykle, hehe. Prawie udało mi się napisać opowiadanie (skończę je kiedyś, skończę!) i narysowałam dwie prostytutki, ale nie wyszły najlepiej. Jeśli chodzi o rysowanie, to cofnęłam się w rozwoju. I chyba nie chcę iść do przodu, albo raczej nie powinnam, czy może nie umiem... w zasadzie jeden pies.
W te ferie nie uda mi się wypocząć. Już w środę byłam na pizzy, potem w McDonaldzie, potem przygotowania do Wigilii, za chwilę śmigam na szalone party do Julii, a potem zostaną mi tylko trzy dni do Sylwestra. Jak wiadomo, po Sylwestrze już się nie egzystuje normalnie, więc mam trzy dni na odrobienie wszystkich lekcji i nauczenie się wszystkiego. A na te trzy dni zostałam zaproszona do babci... ach, jak tylko pomyślę o tych wszystkich ciastach, zupkach, obiadkach... *.* Przyjęcie tego zaproszenia jest największą pokusą tegorocznych świąt. Dziwnie się czuję, bo przywykłam do swojego społecznego autyzmu. Chyba nie jestem stworzona do życia w stadzie, marzę o chwili sam na sam z Trentem. T.T

piątek, 17 grudnia 2010

Pudełko i w pudełku

Od wtorku siedzę w swoim ślicznym, bakaliowym Pudełku o pistacjowych ściankach, waniliowej przykrywce i fistaszkowym denku. Do szkoły mam pół godziny drogi przez iście apokaliptyczny mróz, ale NIE, NIE BĘDĘ jeździć autobusem! Nienawidzę tych szatańskich pierdzideł pełnych wymoczków, brudasów i nieudaczników, i  tyle mam do powiedzenia na temat komunikacji miejskiej. Już pięć osób pragnie mnie odwiedzić, a ja obawiam się, że mój entuzjazm w odniesieniu do tego miejsca mógł przyczynić się do jego idealizacji w oczach tych niewinnych, nieświadomych istot. Brak telewizora, pralki, lodówki, zlewu i łóżka nie zniechęcił moich potencjalnych gości, co budzi we mnie podejrzenie, że nie są do końca świadomi, gdzie się pchają. Cóż, nie będę ich łopatą wyganiać - chcę im tylko oszczędzić konsternacji, ale przecież nic na siłę ;). A po cichu szalenie się cieszę na te odwiedziny, bo chociaż ludzi nie lubię, to lubię mieć poczucie społecznej przynależności. Wczoraj już odwiedziła mnie siostrzyczka i strasznie się za takimi odwiedzinami stęskniłam ^^. Dzięki takim i innym szczegółom Pudełko zaczyna przypominać dom. A te inne szczegóły to np. hektolitry muzyki przelewane w ściany przy pomocy biednego Eryka - nie, nie mam sprzętu grającego, ale to pokazuje szczerość tego rockowego chrztu, bo desperacja przecież z obojętności się nie rodzi. Herbatki popijane przy książce to kolejny   szczegół budujący atmosferę, a do nich dołączyć muszę jeszcze tylko zajadanie się chipsami na jakimś starym, wytartym filmie i będę miała lokum idealne.
Urodził się najbardziej optymistyczny plan na Sylwestra, jaki kiedykolwiek słyszałam. Ostatnimi czasy optymistyczne plany ogólnie pysznie mi idą, ale nie wiadomo jak będzie z wykonaniem. Tak czy siak, wizja jest piękna, a mnie udało się znaleźć aż pięć filmów, które i ja, i Agatka będziemy oglądały z radością. Dokonałam czegoś, czego wykonalność plasowała się w moim pojęciu gdzieś między niesamowitym zbiegiem okoliczności a wigilijnym cudem, żeby tylko się udało! ;3
Szkoła ostatnio idzie mi opornie, można powiedzieć, że ciągnie się trzysta metrów za mną. Szkoła będzie 'później'. Teraz muszę jeszcze chwilę poczytać Trudną Drogę z Piekła, pomarzyć o czymś, pokrążyć po pokoju nieświadoma otaczającej rzeczywistości, coś zobaczyć, coś wysłyszeć, coś sprawdzić, kogoś wyśledzić, coś zapisać, o czymś sobie przypomnieć, coś przeczytać, o czymś zapomnieć, prześpiewać ulubioną piosenkę albo sprawdzić tekst tej, która mnie drażni. Tyle mam obowiązków! Kto w obliczu tak poważnych zadań, mogących zaważyć na losy wszechświata, gotów byłby (jakże egoistyczni) zamartwiać się szkołą?! A konkretyzując, uczę się, ale nie zakuwam, a jednocześnie nie idzie mi tak dobrze, jak bym sobie tego życzyła. Poprawa z fizyki dzisiaj mnie oficjalnie przerosła. 17 zadań zamkniętych - czyli wykorzystanie elementu zaskoczenia jako strategii wojennej w wykonaniu pani S. ;o
Udało mi się dzisiaj zamienić dwa zdania z tym zapomnianym ostatnio świntuchem, który miał mnie ponoć ignorować. Ja myślę, że on jednak mnie lubi, a jego sadystyczne zapędy są najlepszym na to dowodem ;3. Ale, jak wiadomo, nierzadko zdarza mi się drastycznie mylić. A co do drugiego świntucha, przybrał podobną strategię, ale wiem że mu przejdzie (kiedyś). Owszem, nadal irytuje mnie sztuczność i ostentacyjność jego zachowań, ale i to nie zmienia faktu, że całkiem zabawny koleżka z niego.
Przechodzę tez przez silny okres fascynacji Nine Inch Nails. Trencik w teledysku do Closer wygląda dokładnie tak, jak ucieleśnienie moich marzeń. Jest po prostu rozkoszny. Ściągnęłam też Pretty Hate Machine i doszłam do wniosku, że nie ma nic bardziej urzekającego, niż mężczyzna mówiący o tym, jaki jest słaby, wprost. O tym że cierpi - wprost. Wprost o tym, jaki jest bezbronny, smutny i potrzebujący. Wprost jest czasami takie śliczne. Czasami.


Hmm, mogę oficjalnie powiedzieć, że jestem w miarę zadowolona z ilości przestarzałych / trudnych / głupich słów, użytych w tej notce.

niedziela, 12 grudnia 2010

Fizyka jest silniejsza

Właśnie zdałam sobie sprawę, że fizyki nie pokonam - świat się stacza, a ja jestem zbyt mała by moja skierowana przeciwnie siła mogła coś z tym zrobić. Zostanę pociągnięta na dno razem z nim, czy tego chcę, czy nie. Nieważne jak bardzo będę się zapierać, w końcu wszystko prędzej czy później spadnie w dół. Jakżeż cudownie byłoby puścić się z prądem cywilizacji w drogę do autodestrukcji!

W tej chwili czuję dokładnie nic. Nic nie chcę. Nic mnie nie obchodzi. Od jakichś czterech dni próbuję się rozpłakać, niestety bezskutecznie. Nie pomogła nawet wywołana przez Jezusa wizja wtrącenia do pustego lochu i wyboru między śmiercią głodową, a pożeraniem winylowych płyt Beatlesów. Czuję się, jakbym oglądała wszystko zza kuloodpornej szyby - armagedon, ogień piekielny, przybycie Bestii, pęknięcie w chmurach, a ja zajadam popcorn. Jest dokładnie tak jak z tymi horrorami - ja naprawdę CHCĘ się bać, ale w najlepszym przypadku nie czuję nic. Teraz chciałabym rozpaczać, tak bezsilnie panikować, wrzeszczeć, drapać ściany, czuć żądze mordu, rozczarowanie albo chociaż zwykłą, głupią zazdrość - ale jestem tylko zła,  (nie na innych - na siebie), a i to uczucie już powoli mnie opuszcza. Identyfikuję się w 100% z piosenką "Minute of decay":

Niewiele pozostało do kochania
A ja jestem zbyt zmęczona, by nienawidzić
Czuję pustkę, czuję minutę rozpadu
Jestem właśnie na swojej drodze na dno
Chciałabym zabrać cię ze sobą
W tej samej minucie, w której się rodzi 
 Zaczyna umierać
Chciałabym się po prostu poddać
Chciałabym porzucić to kłamstwo
Brak bólu, brak nadziei
Brak czegokolwiek, co mogłabym powiedzieć
Nie ma lekarstwa na to, co mnie zabija. 
Jestem na swojej drodze na dno
Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam
Świat, który jest martwy...
I ja chyba też jestem.

W zaistniałej sytuacji niewiele mam do wyjaśniania. Staram się jakoś chemicznie poprawić sobie nastrój, pociągam z gwinta sok malinowy i jest jakiś postęp - zrobiło mi się niedobrze. Niestety nic poza tym.
Usunęłam z mojej listy wszystkich, których opisy nie były miłe dla oka - zostało 40 osób. Nie jest źle. 

poniedziałek, 6 grudnia 2010

Mikołajki ;3.

Klasowe Mikołajki to cudowny performens, kto twierdzi inaczej - niech smaży się w szambie -,-! Święty Mikołaj istnieje, niech nikt się nie waży przeczyć! Warzy 
To były chyba najlepsze Mikołajki w moim życiu. Doznałam dzisiaj olśnienia i w końcu znalazłam idealne słowo, na określenie naszej Żeromiańskiej atmosfery - RODZINNA! A Julcia KOCHA swoją rodzinkę ^^. Niniejszym kocham wszystkich małych elfów-onanistów, sadystów-masochistów, reniferów, Mikołajów i niegrzeczne dzieci. I uwielbiam PedoMikołajów, którym trzeba siadać na kolanka i opowiadać, co się robiło niegrzecznego. Portecik Mansona wprost epicko komponuje się na moim biurku, Magdalenka jest moją nową bohaterką (tak, musiałam to napisać, bo jest dokładnie takie jak ta świąteczna atmosfera - tak żałosne, że aż słodkie!). Justysia cudnie się prezentuje z rózgą, Maleństwo karmi mnie słodyczami, z Lewą mogę się bić o murzyna, a Jezus dogorywa na jakimś uboczu, ale mentalnie uprawia przemoc razem z nami (wiem to!). Chłopki wprawdzie nie chciały się bawić w ujeżdżanie renifera i poganianie go rózgą, ale to może i lepiej - nie są godni takiej bliskości ze mną! Teksty Pani N. brzmią trochę jak opowieści starej, lekko trzepniętej ciotki, a Pan Szysz już zastępuje nam ojca. To jest jeden z tych dni, które będę wspominać z nieco lubieżnym uśmieszkiem, ale nie rumieniąc się przy tym.
Wszystko było fajnie do 18:30 (po drodze jeszcze posiedziałam w Pudełku i dostałam kalendarz adwentowy z Gwiezdnych Wojen <33333), a potem... cóż, okrutna rzeczywistość spoliczkowała mnie z rozpędu O.O Nie żebym nie lubiła być policzkowana przez rzeczywistość, już dawno odkryłam, że to mnie szalenie kręci, ale trochę szkoda tego utraconego nastroju. To chyba prawda, że w przyrodzie zachodzić musi jakaś równowaga i im lepsze rzeczy sobie wyobrażam, tym gorsza jest rzeczywistość. A to, że naprawdę CHCIAŁAM się powstrzymać - w tej chwili nie ma większego znaczenia, znowu jestem słabsza od swojej chorej wyobraźni. >_> Ghhhr.
A propos rzeczy, które mnie wkurzają - czy naprawdę wyglądam, jakbym NIE BYŁA dziewicą :O? I czy ktoś jeszcze uważa, że od pocałunku do seksu tylko mały kroczek oO?!

poniedziałek, 29 listopada 2010

Co przechorowałam to moje.

Ach, biedny układzie immunologiczny Julii! Ileż cierpień Cię spotyka... Ale dzięki Twojej niedołężności mogę pozwolić sobie na metodyczne nieróbstwo, mniej lub bardziej owocne. Tym razem udało mi się przechorować okres wtorek - poniedziałek i jestem dumna ze swojej działalności twórczej w tym czasie. Przede wszystkim udało mi się napisać opowiadanie - HUUURAAAA! Co więcej - jestem dumna z tego opowiadania!
Poza tym:

  • Podjęłam wiele ważnych postanowień. Przemyślałam swoją sytuację i wyciągnęłam bardzo optymistyczne wnioski (znowu - tak się dzieje regularnie co jakiś czas, prawda? A potem wpadam w czarną rozpacz).
  • Odkryłam cudowne inspiracje.
  • Obudziłam kreatywność z letniego letargu -opowiadanie, rysunek i, jezu, te pomysły!
  • Na chwilę poddałam się melancholii (ale w pozytywnym znaczeniu) - spadł śnieg i pozwoliłam sobie analizować  wpływ jego obecności na przytulność pomieszczeń, smak herbaty i przytulastość pluszowych miśków. No i oczywiście, jak zwykle przy pierwszym śniegu, zapuściłam pierwsze części Harrego Pottera skupiając się na scenach świątecznych <3. 
  • Pogodziłam się Markiem - mój kochany misiaczek znowu został wyściskany, wycałowany i wyprzutalany, i strasznie kocham tą szmatę pełną pluszu! ;3
  • Oddałam się muzyce - w końcu! Słuchałam tak długo, długo, długo, najpierw chyba trzy razy THEOL, potem dwa razy dwie płyty JP, potem Trencik, potem GAOG, a na koniec chyba z dwadzieścia razy przesłuchałam Metallicową wersję 'You really got me'. Czuję się muzycznie przeżuta, nadtrawiona i wypluta, przemuzyczona do dna - i jest mi z tym cudownie. Brakowało mi tego. 
  • Poczytałam. Troszkę, ale jak na mnie to bardzo dużo. Dobrnęłam do połowy 'Gry w klasy'! ;d
  • Poczytałam fanfiction z Marilynem Mansonem i polecam osobom zainteresowanym opowiadaniami erotycznymi w kategoriach gay, BDSM, rape, violence, group. Nic już nie będzie takie samo... ale i tak mi się podoba! :D
Do tej optymistoczno-pozytywistycznej mojożyciowej sielanki dołącza jeszcze coś. Pudełko <3. Przeprowadzam się :). Nie widziałam jeszcze Pudełka, ale mama mi je opisała i wspólnie doszłyśmy do wniosku, że Pudełko to doskonałe imię dla niego, choć 'speluna' pasowałaby równie dobrze ;d. Mimo wszystko zachowałyśmy resztkę optymizmu. Wiem, że to będzie porażka, ale i tak się cieszę. Uparłam się na oliwkowe ściany, i ja będę miała te oliwkowe ściany! A jak będą oliwkowe ściany, to wszystko będzie dobrze. Na pewno.
Ech, tak, wiem - uciekam za ścianę. Hmmm, może w 'Po końcu' pokazałam siebie pod postacią ludzkości? Coś w tym jest. Trzeba o tym pomyśleć. 

niedziela, 21 listopada 2010

Weekend jest głupi.

Tak, weekend jest głupi i bezużyteczny, podobnie jak wakacje - jedyne czym się zajmuję w dni powszednie, to planowe umiejscawianie w czasie obowiązków i wpychanie ich usilnie do przegródki weekend, zaś jedyne czym się zajmuję w weekend, to nicnierobienie. Najpierw ta chora, złudna nadzieja, że wszystko sobie 'na spokojnie uporządkuję', a potem - nuda -.- Świat jest skrajnie źle zorganizowany, trzeba by go zreorganizować i zmienić zarząd. ;>
Miałam się w ten weekend w końcu wyspać (wspominałam o tym uczuciu ponownych narodzin, etc) - oczywiście, że i to mi nie wyszło. Ach, cholerne tvp! Najpierw leciało Resident Evil. Czaiłam się na ten film od dawna, ze względu na autora soundrack (muszę wymieć nazwisko jedynego człowieka, który może mnie doprowadzić do takiej obsesji na punkcie filmu, przy pomocy czterech utworów :>?). Że film sucksi aż huczy, to pominę, bo nie do tego zmierzam. Potem leciała Piła II. Nie, ja przecież nie lubię horrorów - ale uwaga, w pile dwa też występuje jeden utwór Mansona! Spaczona moralność nie pozwoliła mi tego przegapić. W filmie się zakochałam, zakochałam się w Panu Układance - ale do tego też nie zmierzam. Film się skończył o 2 , a ja do około 4 w nocy przewracałam się z boku na bok robiąc wszystko, by nie zamykać oczu i nie przywoływać tym samym wizji wielkiego dołu wypełnionego strzykawkami pełnymi heroiny, albo maski śmierci z włącznikiem czasowym. To świadczy o tym, że film był naprawdę dobry (podobny stan miałam po Dentyście, przez około 3h widziałam obcięte ludzkie języki - fuj), ale jakoś mnie to nie cieszy.  W tym stresie napisałam sześć smsów, i tylko na jednego otrzymałam bardzo wylewną odpowiedź (cytuję): "."
Ten chłopak ma naprawdę zmysł artystyczny, kocham jego wyszukaną składnię i doskonały dobór słownictwa.
I tak ta kropa mnie uszczęśliwiła xD.
No ale mimo to, jestem niewyspana jak... jak cholera jasna!
e.e (minka symbolizująca wory pod oczami - genialna wprost).
Uwaga, zrobię teraz coś, czego nikt się po mnie spodziewa - znajdę w tej sytuacji dobre strony! Ekhm. Dzięki napastliwej, porównywalnej do Idee Fixe roli "Piły" w moim umyśle, prawie całkiem przestałam zawracać sobie dupę Gale'em i innymi osobnikami jego pokroju! Nawet teraz kiedy o tym myślę, przestaję się tak bulwersować jak zazwyczaj. Myślę, że klinik możemy uznać za zaliczony. I nawet nie jest mi z tym źle, ha!
Wściekam się, bo każdy już widział Pottera, tylko nie ja. Jak zwykle. DUPA ze mnie, a nie fanka. Nikomu takich fanek nie życzę. Muszę jak najszybciej zdobyć kasę i iść na ten film, choćby sama, choćby kosztem nauki na kartkówkę! :<

piątek, 19 listopada 2010

Jakieś takie nic...

Niechęć i smutek powoli przybierają wymiar fizyczny, choć przecież wydaje mi się, że czuję się coraz lepiej. Dobre mam oceny, trzymam wszystko +/- w garści - tak, jak podobno zamierzałam - a jednak znowu nie mogę zwlec się z łóżka, bo czuję jak bębenki uszne wgniatają mi się w mózg, gałki oczne cofają do oczodołów a każdy por skóry jęczy w żałosnym proteście. Ostatnio przez godzinę nie mogłam się podnieść, nie mogłam nawet ruszyć ręką żeby napić się błogosławionej kawy. Czuję się tak, jakbym co rano musiała się od nowa urodzić i naprawdę nie mam to najmniejszej ochoty. W dodatku zdołowały mnie wizje sesji zdjęciowej wywołane przez wczoraj, w czasie kolejnej bezowocnej, dziecinnej, zboczonej i głupiej rozmowy o niczym. Zaczyna mnie to męczyć. Zaczynają mnie męczyć wszyscy, cała święta trójca - bo ja chyba jestem jakaś zboczona i chyba nigdy nie zapominam. Może źródło mojego nienaturalnego przywiązania nie leży (tak jak mi się wcześniej zdawało) w mojej słabości, tylko w jakiejś panice? Sama nie wiem, czy tą słabość można uznać za słabość, jako przeciwieństwo doskonałości, czy tylko potraktować ją jako jedną z przeszkód fizycznych. Eh, wszystkie moje rozmyślania są chore oO. Chciałabym umieć to olać ciepłym moczem i mieć na to permanentny zlew, ale jestem zbyt zmęczona, by nie czuć nic. Reasumując: jakby nie było, zawsze jest źle! Doszliśmy tąż drogą do sedna mojej osobowości, i tak naprawdę to tłumaczy wszystko - rozpaczliwy pesymizm jest we mnie zbyt głęboko zakorzeniony, by dało się go wyplenić. Hmm, zabawne - ten wniosek nawet mnie uspokoił.
"Jestem jak pistolet - niełatwo mnie utrzymać" rzekł Manson, Pozostawiając Bliznę.
Uwielbiam The High End of Low, kupiłam sobie oryginalną płytę i jestem z siebie DUMNA. < 3

środa, 10 listopada 2010

Jakoś tak sobie błądzę...

Do końca życia możesz udawać, że jesteś szczęśliwy z dziewczynami, które serce mają na dłoni, splatanej z twoją dłonią. Możesz wierzyć, że poszukujesz otwartości, naiwnego zaufania i ślepej zależności od siebie nawzajem, ale w głębi duszy dobrze wiesz, co mogłoby cię naprawdę uszczęśliwić. Ty lubisz wiedzieć, że tak naprawdę nie wiesz nic, lubisz podejrzewać. Szalejesz za tą niepewnością. Brakuje ci dziewczyny, która śledziła wzrokiem wiatr, która szukała kształtów pośród plam na drodze. Brakuje ci poczucia, że dłoń, która błądzi po twojej piersi mogła przed chwilą trzymać nóż. Chciałbyś znów nie wiedzieć, trochę się jej bać, gonić ją i uciekać przed nią na przemian. Możesz sobie nie wierzyć. Możesz nie wierzyć mi. Możesz się oszukiwać, nawet całe życie. Zawsze możesz patrzeć na mnie z góry, z tym zimnym i brudnym deszczem w oczach, zawsze możesz przepraszać i żałować. Zawsze możesz płakać. Nie wiem tylko jak to się stało, że nagle przestałeś pojmować moją obojętność. Zapomniałeś już, że patrzę na ciebie przez moje szkliste, zamglone tęczówki, wypatrujące postaci pośród drzew? Zapomniałeś już, że deszcz, nawet jeśli jest deszczem pogardy płynącej z twoich oczu, dla mnie jest pretekstem aby wyjść na dwór i spojrzeć w niebo? Nie pamiętasz, że to, co dla ciebie jest niższe, ja potrafię podnieść? Ta różnica między naszym postrzeganiem, wzięła się stąd, że żyjemy w innym wymiarze. Ty żyjesz w świecie realistów. Twoja pogarda nigdy nie dostanie się do wymiaru nierzeczywistych szeptów i spojrzeń, do którego chciałam cię ze sobą zabrać. Ta różnica między naszym postrzeganiem wzięła się stąd, że oboje jesteśmy przekonani o pomyłce drugiego...

.................................................................................................
Nie, to jest dedykowane nikomu, to po prostu naszła mnie chęć napisania opowiadania, a to miał być wstęp. Pamiętnik głównej bohaterki, konkretnie. Ale opowiadania nie będzie, bo nie czuję się na siłach. Aczkolwiek, może, kiedyś... A wrzucam tu, a nie na republikę, ponieważ to jest skrawek, który doskonale uwiecznia moje dzisiejsze podejście do... wszystkiego, właściwie. 

poniedziałek, 8 listopada 2010

Blogowy powrót

I tak oto moje wspomnienia z tego roku, do tej pory rozrzucone po wszystkich serwisach blogowych świata, zebrane zostały w jedno miejsce. I tutaj zostać planuję na dłużej.
Czy uda mi się powrócić do czasów tak barwnych notek jak pół roku temu - tego nie wiem, ale za to kciuki trzymam. Przyznam, że wgłębiając się w treść swoich wspomnień niezmiennie się uśmiecham i nie mogę wyjść z podziwu dla niektórych swoich pomysłów i twierdzeń. Oby udało mi się takie cuda wyprawiać znowu.

niedziela, 24 października 2010

Xero

Średnio mi się podoba to zdjęcie.
Intensywnie zainteresowałam się narządami wewnętrznymi, szczególnie sercem i wątrobą. Marzę o tym, żeby mieć świńskie serce w formalinie, najlepiej by było gdybym sama mogła je sobie zakonserwować (nie takie to skomplikowane, jak się wydaje). Fajnie wyglądałoby na telewizorze obok misia w różowej peruce, ewentualnie gdzieś pomiędzy zniczem cmentarnym i świecznikiem z fajki. Niestety, ta nowa fascynacja jakoś nie pomaga mi w nauczeniu się do tego kochanego sprawdzianu z biologii.
Swoją drogą, słowa kochany użyłam tu w znaczeniu miłości fizycznej.
Och, jakżeż się ostatnio próżna i łasa wyrazy się stałam! Cóżże dzieje się ze mną, czy mnie Szatan na zawsze już opuścił? Moja wypaczona moralność umarła ze śmiechu patrząc, jak poniżam się, jak robię z siebie idiotkę postępując wbrew jej przykazaniom. Tylko sumienie mi pozostało, by ustrzec mnie przed własną słabością, ale i ono powoli zbliża się śmierci, do śmierci we krwi i łzach, tłumione po stokroć i po stokroć przeklinane.
Ach, uśmiechnęłam się. Niepotrzebnie! Nie ma powodu!
I niech nie będzie, na wieki wieków! ;<
Choć w sumie, trochę mi tego brakowało. No dobra, cholernie mi brakowało, ale to nie znaczy, że tego chcę czy potrzebuję! Ach, kochajcie się wszyscy, analnie się wszyscy kochajcie!!
Nie mogę się doczekać Halloween. Jeszcze nie wiem, co planuję, choć jakaś idea już jest. W każdym razie, nie mogę się doczekać, to zawsze jest cudowne ;3. A może zrobię tym razem coś bardziej symbolicznego, coś, czego się wyrzekałam do tej pory?

"Tu Julia we krwi pływa. Jeszcze ciepła!" 

"Mam plan na wieczór. Ty. Ja. Świece.Co ty na to? Spotkajmy się dziś na czarnej mszy." 

Tak, w tym właśnie miejscu notki te dwa cytaty wyglądają IDEALNIE! Matko, jakąż satysfakcję ostatnimi czasy sprawia mi wynajdywanie dwuznaczności dnia codziennego. To wręcz nienaturalne. Niezdrowe. I takie złe, takie złe! Z akcentem na takie, jak to powiedział Trent. TAKIE złe!
Dobra, papierowy dziennik lepiej mi się podoba niż to badziewie. -.- 
Ale przecież ludzie nie piszą pamiętników dla siebie. Piszą je dla innych, jako tajemnicę, której nie chcą nikomu wyjawić, ale pragną, by wszyscy ją znali.

sobota, 2 października 2010

Las...

Najbardziej kreatywny tytuł na jaki mnie stać. Brawo, brawo. Zdjęcie mi się podoba, możecie sobie mówić że jest za mocno skontrastowane, źle wykadrowane, zrobione pod złym kątem, pod słońce, i dużo innych mądrych rzeczy możecie o nim powiedzieć, mnie się i tak podoba. Tam pośrodku brakuje tylko kroczącej w boskim świetle Maryji albo innej królowej elfów. I jeszcze wypada powiedzieć, ze jest stare, bo z początku września.
Pokochałam Nine Inch Nails. Co się stało ze mną? Dlaczego ich? Dlaczego akurat to buntownicze techno tak mi zapadło w serce? Dlaczego nienaturalnie rozpaczliwe teksty czterdziestoletniego emo-boya są mi tak bliskie? Naprawdę aż tak bardzo potrzebuję pomocy? Co jest ze mną nie tak? Póki co jestem na etapie wmawiania sobie, że szanuję Trenta jako przyjaciela MM i osobę odpowiedzialną po części za jego sukces, ale to naprawdę nie jest najlepsza wymówka.
Dziwne sny miewam. O dwu centymetrowym wujku zamieniającym się w chrząszcza, o tym, że Alicja nie chce pożyczyć mi książki, o tym że stałam się charyzmatyczna i pewna siebie, o tym, że kupiłam sobie różowe, koronkowe majtki... Nie wiem, czy to jeszcze jest fascynujące, czy już po prostu dziwne. Jednak miło oderwać się od tej nieskomplikowanej i przewidywalnej rzeczywistości na rzecz krótkich połączeń z moją zaskakującą podświadomością. ^^
Niedługo dojdzie do mordu. Tępym narzędziem, szybki cios w tył głowy. Jeden przemyślany ruch. Nie wiem jeszcze kogo zamierzam zabić, ale to raczej kwestia tego, kto akurat będzie w pobliżu. Nie żeby jakoś szczególnie mi zależało na kontakcie, ale ta beznamiętna obojętność, niepodszyta żadnymi emocjami doprowadza mnie do pasji. Do tego jeszcze wykorzystywanie moich słabości (które nigdy nie było przeze mnie odbierane najlepiej) i mam już pewność, że wzajemność to pojęcie całkowicie wyimaginowane,albo co najmniej niespotykane. Taak, chcę kogoś zabić. Teraz.

21:35 - Proboszcz zrobił mi pranie mózgu o.O Iiiiiiiiiiiiiiiiiiioooooooooooo, jestem pszczółką <3. Napoleonem?

piątek, 24 września 2010

Winteż.

Ta focia jest taka winteżowa, nie? Właściwie nie wiem czemu mi się tak kojarzy.
CO Z TĄ JAKOŚCIĄ DO CHOLERY!?
Zauważyłam pewną prawidłowość: kiedy jestem chora, robię dziwne rzeczy w GIMPIE ze swoimi zdjęciami, a potem wychodzą z tego... dziwne rzeczy. To dziwne. Dziwne jest też to, że tak bardzo podatna jestem na, hm... częściową utratę świadomości? Raptem 38stopni a ja nieprzytomna... Nie żeby mi to przeszkadzało, skąd! Po prostu to zastanawiające.
W tym stanie muzyka brzmi o niebo lepiej.
A swoją drogą, muzyka to drag. Paskudny drag. W dążeniu do emocjonalnej niezależności jak do tej pory najbardziej pomógł mi MM, a wczoraj przekonałam się, że on właśnie jest największą przeszkodą na drodze do tego celu. To tak, jakby wbił mi nóż w plecy. Zdradził. Przecież bez niego nie byłabym tym kim jestem. A tu takie nadużycie mojego zaufania... Ledwie trzy dni nie słuchałam muzyki i już nie mogłam funkcjonować normalnie. Kwestia teraz tego, czy chcę się owej słabości pozbyć, czy nie. Ale mój obecny stan psychiczny nie sprzyja podejmowaniu ważnych, życiowych decyzji, więc może odłożę te rozważania na jakiś bardziej świadomy okres w moim życiu.
A wczoraj Marek nie wiedział jak się nazywam! Ale ja dla takich momentów właśnie chodzę do tej szkoły ^^. Bo to było piękne! Zacytuję jednego z czytelników Jelonki - "Żerom i jego kujony" ;D.
Epuls jest taki zabawny, że po prostu boki zrywać :D! I kolejna prawidłowość: choroba= portale społecznościowe. Ciekawe, czy rząd kiedyś przeznaczy jakieś fundusze na badanie związku pomiędzy internetem a zaziębieniem.
Hm, jak już jesteśmy przy badaniach, to muszę nadmienić, że wczoraj przezprawie dwie godziny wyobrażałam sobie oblężenie naszej szkoły. Konkretnie bitwęw auli. Tylko pomyślcie - któryś wojownik raniony strzałą spada z balkonu, uderzając boleśnie o posadzkę; harpie usiłują zerwać ozdobne żyrandole, śmiejąc z mijających je grotów i ostrz; jakaś dziewczynka, kryjąc się naiwnie za filarem, próbuje odnaleźć swojego brata, ojca, kogokolwiek, przemyka cichutko do wyjścia, prawie niezauważona; ktoś próbuje wejść przez okno, a inny rycerz powstrzymuje go od tego wiadrem rozgrzanego oleju; kolorowy witraż pęka na milion drobnych kawałeczków, trafiony jakimś zaklęciem; na podłodze leżą trupy, a ściany zbroczone są tryskającą krwią... to jest piękne! Wrócę do tego kiedyś, zobaczycie - opanuję warsztat pisarski i do tego WRÓCĘ!


,Kochanie, wierzę, że nie będziesz się śmiać, kiedy otrzymasz tą różę i dziecinną litość.'

wtorek, 24 sierpnia 2010

Baloniku, mój malutki...

Cieszę się na szereg załamań nerwowych, psychosomatyczne bóle głowy, napady histerii, ataki paniki, brak wolnego czasu, strach, stres, nieprzespane noce... Jestem emocjonalną masochistką, przekonuję się o tym co roku :3. Wzruszam się T.T
Dam sobie radę. Jakub powiedział że zachowuję się jak optymistka... oby mi przeszło :<.
A co do minionych dni, spędzam czas z rodziną i jest mi z tym świetnie. Kocham ich ;3.
Muszę jeszcze zapytać - czy jestem staroświecka? Bo kiedy patrzę na ludzi w moim wieku, na ich zachowania i sposób spędzania wolnego czasu, dochodzę. do wniosku, że bardzo. Trójkąty? Prostytutki? Zdjęcia w klatkach i na rurach? Imprezy? Chlanie?
Czemu nie!

A jeśli chodzi o muzykę, to dzisiaj JP... Trzeci raz ta sama piosenka, jestem w niebie... 100% czystej klasyki. Painkiller. Jak kiedyś powiem, że ta płyta mi się nie podoba, to proszę, zróbcie z moich gałek ocznych zawieszkę na spłuczkę w toi-toiu. Błagam.

czwartek, 19 sierpnia 2010

Jestem najpiękniejszym Sithem na tej plaży!

Vader nowego pokolenia, strzeżcie się!!
Witajcie w Bolesławcu - mieście, w którym irytują mnie dosłownie wszystko - od wszechobecnych skate'ów i dziewczyn pusty-nnych, poprzez nielicznych punk/rock/rasta-pozerów, aż do dzieci, które to od wczesnej młodości uczone są, że muszą wyglądać MODNIE, a co za tym idzie, mają być ubrane w seksualnie sugestywne stroje. Momentami pcha mi się na usta słowo 'nienawiść', kiedy myślę o tutejszej społeczności. To już wolę Naszych brudnych, krzywych punków, wylansowanych dresików, niewydreadowanych rastamanów, wydreadowanych metali i puste dziewczynki, z którymi jednak można porozmawiać. Nienawidzę tutejszej pogardy, którą czuję na swojej skórze ze strony mijających mnie na chodnikach ludzi. Nie - tym razem to nie jest moja paranoja, skejci, pustaki i bezrasowe zwierzątka się mną brzydzą, dali mi do zrozumienia w trakcie robienia tego zdjęcia.
Szczerze ? Ta sytuacja bawi mnie, satysfakcjonuje i smuci po trosze. Tak tak, irytuje też (poprzez słowo 'irytacja' rozumiem tutaj stan, w którym budzi się we mnie nie uzasadniona racjonalnymi argumentami agresja i chęć dokonania aktów głupiej, prostackiej, fizycznej przemocy). Gorzka satysfakcja z bycia poza akceptacją ludzi, których nie akceptuję, ubaw z ich ograniczenia, smutek, że istota (podobno wyższa) nie miała nad nimi żadnej litości.
Aghr, leczenie kompleksów. Cóż, po prostu taki właśnie mam nastrój ;3. Muszę jednak nadmienić o kilku pozytywach. Po pierwsze, zakochałam się w hamstersmile'u ;33. Jest taki... puciaśny xD!! Po drugie, zmusiłam pewnego Pana z Trójmiasta do współpracy (wmawiam sobie, że wcale nie wbrew jego woli, mwahahah). Dziękuję temu Panu, za to, że przypomina mi o istnieniu osób, które jednym słowem uczą mnie optymizmu lepiej, niż trzech zaprzyjaźnionych gimnazjalistów w czasie wielogodzinnych amatorskich terapii psychoterapeutycznych. Po trzecie, kocham moją rodzinkę ;3. Po czwarte, mam dużo zdjęć, więc bardzo niedługo napiszę znów.

Kochajcie się, mieszkańcy mojego Imperium!

niedziela, 1 sierpnia 2010

Każdy ma prawo do słit fociek!

Mrah ;d. Co do zdjęcia - ach, obiecałam sobie tylko artystyczne fotki, ale ta przynajmniej ma przekaz! Specjalnie została przerobiona w wysoce zaawansowanym programie graficznym jakim jest PhotoFiltre ;D. I ta jakość, mrah, mrah, mrah! 100% realizmu ^^.
Nie pisałam, bo nie miałam ani zdjęć, ani weny. Miałam wstawić zdjęcie moich szczeniaczków. Jaka szkoda, że szczeniaczki urodziły się martwe a trzewia jednego z nich musiałam podziwiać, kiedy rodzice byli w pracy. Bardzo fajnie. Dobranoc, Ramirez, Leia i Vader...
Poza tym, te wakacje to chyba najgorsze wakacje w moim życiu. No, nie licząc poprzednich spędzonych u babci, no i jeszcze poprzednich, spędzonych w mieście. KURDE MAĆ! Nienawidzę wakacji, po prostu nienawidzę! Narastająca we mnie frustracja i znudzenie kumulujące się przez dwa miesiące, żeby potem pozostawić uczucie rozczarowania i paniczną tęsknotę za tą że frustracją. Żałosne.
Dobrze, że chociaż zaczynam się uspołeczniać. Wyszłam w tym miesiącu z domu dwa razy. No ale mam czas, więc mogę zaszaleć ;). A może wyjdę jeszcze raz? I jeszcze? A może ktoś przyjdzie do mnie? W sumie są rzeczy, które dają mi większą satysfakcję niż przebywanie z innymi, ale cóż, przynajmniej wyglądam na normalną.
Och, i tak Was nienawidzę, chcę się tarzać w waszych trzewiach.

czwartek, 15 lipca 2010

Gitara i ja.

Co do zdjęcia - jest cudowne. Wspaniałe. Kocham je. To chyba najlepsze moje zdjęcie od czasów doktora House'a. Temat również jest nieprzypadkowy, bo dzisiaj właśnie miałam kolejny napad gitarowego szału. Ja chcę grać, ja muszę i koniec! Oczywiście, że jutro już mi się odechce, ale póki co nauczyłam się grać "Na Wojtusia z popielnika" (;. Kolejny krok w dążeniu do pospolitości. Z drugiej jednak strony miło byłoby mieć jakąś pasję i potrafić robić coś naprawdę dobrze... Wszyscy mi każą próbować, ale jednak szeptem mówią, że powinnam przestać... i głupieję w tym świecie hipokrytów.
Świadomie tęsknię za kontaktem z kimś, ale, o dziwo, kontakty idą mi lepiej niż można by się spodziewać. To było okropne co mi powiedziała, ale może pozwolę sobie zaufać, że nie było prawdą, a jedynie ironią. Co z tego, że tak się właśnie czuję. Mamić się można całe życie (;.
Oh, powoli zaczynam kochać Beatlesów. Są tacy pozytywni, a ja jestem na etapie, na którym potrzebuję rzeczy pozytywnych. Taak, tylko dlaczego podoba mi się najbardziej smutna i ponura piosenka? Nawet z tych dobrych rzeczy potrafię wyciągnąć bardziej negatywny pierwiastek.
Jestem jednym, wielkim, chodzącym talentem (;.
Ogólnie dzień dzisiejszy jest uosobieniem kontynuacji łudzenia się, że coś będzie dobrze. Coś się uda. I dobrze. Ostatnio jestem tak bardzo pozytywna ;) (ba, nawet stężenie uśmiechniętych emotek na to wskazuje).

Bezsensowny bełkot na dziś:
Disco polo. Piękne. Mamo, kocham Cię (;. Shake za pięć dolców, z pokłonami dla Vincenta. Taak, Sims2 są dobre. Są gorsi idioci. Chyba dlatego tak cierpię. Nadzieja. Dzisiaj ponad wszystko NADZIEJA!

niedziela, 11 lipca 2010

Co mnie podkusiło...?


A może fotoblog nie jest aż tak żałosny, jak mogłoby się wydawać? Od czasu nowego regulaminu nk, brakuje mi wstawiania sweet fociek :(.
Myślę sobie, że blog, na który mogą wchodzić znajomi, jest naprawdę przykrą rzeczą. Takie ogólnospołeczne pranie brudów, wspólny emocjonalny śmietnik - trochę jak publiczna toaleta, w dodatku bez zamka. Po prostu emocjonalny toi-toi. Od razu przypomina mi się "zabawa", opisana w autobiografii MM, kiedy to jechali wszyscy ciężarówką i Twiggy zwymiotował na Freddy'ego... Freddy zwymiotował na Mansona, a Manson zwymiotował na Twiggy'ego, który znów zwymiotował na Freddy'ego. Zwykłe rzygi, a ile zabawy! To samo robimy tutaj. Swoimi wewnętrznymi brudami dzielimy się z każdym, kto siedzi w tej żałosnej, blogowej ciężarówce. Dlaczego tylko ja mam za każdym razem myć ręce i udawać, że mnie to nie dotyczy? Może jeżeli też zacznę wymiotować na Was moimi smutkami, będę normalniejsza? Pewnie, będę się taplać w waszych emocjonalnych rzygach! Też będę mówić obcym ludziom co czuję, uzupełniając to pseudoartystycznymi zdjęciami. Pyszny ubaw! Po pachy!
Tak sobie właśnie pomyślałam dzisiaj. Normalizuję się. Z Waszego punktu widzenia to chyba dobrze. Choć mój punkt widzenia na to nie został jeszcze znormalizowany dostatecznie... jeżeli wiecie, co mam na myśli.

Do tego: kawa, za mocna. Parę herbatników, fuj. Rzygam, nie rzygam? Arbuz. Pastele olejne. Arbuz w pastelach olejnych, mrah! Tak, pastele olejne są... są ok.

niedziela, 23 maja 2010

Czerwcu, spiesz się!

Jutro szkoła.
[*]
Zachowajmy w sercu pamięć i żal po tych wszystkich drobnoustrojach i bakteriach, które umarły we mnie w męczeńskiej śmierci, pod wpływem ibupromu. Ileż dobrego one zdziałały dla społeczeństwa? Uchroniły świat zewnętrzny przede mną na siedem długich dni! Płaczmy po nich, bo nic innego nam nie pozostaje...


Jestem panicznie przerażona francuskim i EDB. Francuski - nie umiem liczyć. No uczyłam się dzisiaj, ale dalej dukam i... i w ogóle. EDB - nie mam podręcznika ;D. Ot, nie kupię sobie podręcznika żeby go użyć 4 razy. Koniec, kropka. Z resztą od czego mam takich pomocnych kolegów jak R.? Przesłał mi zdjęcia podręcznika i już mam ;D. Podziwiam go czasem. No ale to że mam nie rozwiązuje mi niczego, bo się nie nauczyłam. Nie wiem czemu, nie mogę się przemóc i tyle. Podobnie rzecz się ma z Tolkienem - nie mogę i już. Streszczeń nigdzie nie ma. Ratunku ;(. Skoro temat zszedł na j. polski, muszę też nadmienić, że nie pisałam sprawdzianu i chyba będę musiała go pisać w przyszłym tygodniu, a ja... NIE UMIEM! Wiem wiem, to nudne, ale ja naprawdę czuję dogłębnie przeszywającą mnie panikę na myśl o sprawdzianie umiejętności. Straszną. Czuję się leniwa, bezwartościowa i głupia.


Teraz coś bardziej przystępnego pozwolę sobie opisać. Zrobiłaś kiedyś takiego ludka z drutu, chyba nie pisałam o nim. Wyglądał idealnie jak C-3PO ;d. Inspiracją była lekcja plastyki z panią K., która kazała nam robić podobne ludki z drutu, tylko że brzydsze. No to ja w domu zrobiłam właśnie ładniejszego :>. Dawno, dawno temu.
Wczoraj uszyłam mu ciuszki ^^. Śliczny, bialutki garniturek, idealny wręcz. Piękny. No i dzisiaj jeszcze zrobiłam druciane łóżeczko i druciano-płytowy stolik. Rycycling pełną parą ;d. Kocham tego ludka, zrobię mu śliczny domek i będzie szczęśliwy ^^.


Wycieczka się <hura, hura!> ODBĘDZIE <3. Tak tak, hura hip hip i ogólna ekstaza XD. Elektronicznie jestem spakowana. Wbiłam wczoraj na freejava i pościągałam wszystkie z pozoru interesujące gry. 8h w autobusie - nieważne, koło kogo usiądę, będę MUSIAŁA wyciągnąć telefon. Przegrałam też na wszelki wypadek wszystkie płyty Manson'a, Jamala, Mesajaha i propaganję (jedna słuchawka wciąż działa). No i przy okazji wyposażyłam się w parę nowych motywów i tapet, dzisiaj popracuję nad głupimi dzwonkami. Moje klasowe sępiki uwielbiają transfer przez bluetooth ^^.
Jeju, ale się panicznie nie mogę doczekać! Najbardziej mi się marzy zdjęcie z białym misiem. Pewnie nie będzie mnie na nie stać, ale i tak będę je miała - znalazłam już sposób. Wezmę Marka na wycieczkę ^^. On jest biały, kwalifikuje się, nie? ;d. Strzelę se z nim focię i po sprawie ;d.

Jeju, odwala mi O.[]


Nowe postanowienie mam: założyć blogaska. No brawo. I założyłam! Na eblogu. A eblog nie działa. Nie wiem czy tylko mi, czy wszystkim, ale jestem wściekła ;<<<. Miałam takie wielkie plany... Już bym sobie tutaj napisała jak mi idzie, a tak to dupa >.<


O, kolejny pozytyw obudził się w mej pamięci: Zaczęłam katalogowanie moich maszyn wojennych! :d. Już mam ich 20 ^^. Jest cudnie. Zapisałam je w mojem specjaletjecznem kajet ;d. Kiedyś będę wielka przez te moje chore pomysły, zobaczycie.


I jeszcze złota myśl na dziś: "Twój poziom emocjonalny jest naprawdę w przedszkolu. Albo nawet na studiach."

poniedziałek, 17 maja 2010

"Trudna droga z piekła" i jej patologiczny wpływ na moje ciało migdałowe

Ten poprzedni post,
to była gorączka. ^^
Tak tak, kolejny dzień spędziłam leżąc w łóżku, smarkając i skupiając się na wizualizacjach podsyłanych mi przez rozgrzany mózg. Ludzkie ciało jest takie zabawne, wystarczy jeden wirusik a ono - bezbronne i słabe - staje się bezużyteczne dla właściciela. To bardzo sprzyja odizolowaniu podświadomości od umysłu - i właśnie dlatego lubię być chora, zapatrywać się w obrazy mojej duszy przekształcane przez ograniczenia mojego mózgu, ale jednak UJAWNIONE - chociaż w formie pośredniej.
Dalej piszę, tzn znowu. O, a może lepiej: zaczęłam pisać. Z resztą, co za różnica. Ważne, że odgrzewam pomysł, który zaczął się jakiś rok temu (no, może troszkę wcześniej), a który w przypływie szału uznałam za żałosny i wyrzuciłam w najciemniejszy zakamarek mojej niedoskonałej pamięci. No i teraz go odgrzebałam, stwierdziłam że jest dobry. Pewnie niedługo znowu go usnę, ale co mi tam :D.
Oj, oj. Zapomniałam, że dzisiaj miałam być pogrążona w żalu. Korzystając z okazji składam szczere kondolencje i ubolewanie wszystkim fanom Ronnie'go James'a Dio. Nie znałam go zbyt dobrze, ale... To był idol mojego idola. Inspiracja mojej inspiracji. Tak, to była osoba, która zapoczątkowała fascynację rockiem u Briana. U Marilyn'a. Co on teraz musi czuć? Kiedy pomyślę sobie, jak czułabym się gdyby on... brr. Brian, kocham Cię ;>.
No a teraz sedno, zawarte już w tytule. CZYTAM AUTOBIOGRAFIĘ MM! Bo okazało się, że te skany to jednak BYŁY PO KOLEI! :D. Mogłam ją przeczytać już w marcu, cipa ze mnie. Ale co tam. Popłakałam się już. Zrobiłam sobie małe intro w postaci wywiadu MM dla Kerrang i teraz mi wyszła taka fajna retrospekcja. Cudowne. Im dłużej czytam książkę, tym bardziej mam wrażanie, że Brian jest moim ideałem istoty i jednocześnie wzrasta we mnie podziw dla jego obecnej normalności. Oczywiście z tą normalnością to można by dyskutować, ale chodzi mi o jego względną obojętność w stosunku do przeszłości. Choć nawiązania do ponurego dzieciństwa pojawiają się w utworach do dziś, to on sam nie jest szczególnie złamany psychicznie, a jak tak czytam to dochodzę do wniosku, że powinien być. Powinien siedzieć w szpitalu bez klamek i kiwać się w przód i w tył. Kiedy czytam jak stawał się buntownikiem, jak zaczynał być inny widzę w nim niedościgniony obraz tego, czym sama chciałabym być. Patrzę na te zdjęcia i zastanawiam się, ile bym dała, aby być z nim w tych ponurych latach '80, kiedy był w moim wieku i jako jedyny grał w rpg'i :D. Brian nazywa się frajerem, większość ludzi pewnie też tak go nazwie, ale dla mnie to jest doskonały przykład człowieka potrafiącego mieć pasję i nie zważającego na to, że innym to pasuje. Odmieniec. Każdy 'frajer' jest moim ideałem i idolem.
A co do tego płakania, popłakałam się przy fragmencie o 'zabawie w więzienie' i otrutym psie. ;(. Podziwiam go za to, że sobie z tym poradził.
A obok tego podziwu zastanawiam się, jak wiele z tego podkolorował i zmyślił, a ile ukrył.
(;.
Kocham go, tak czy siak.
Bardzobardzobardzo.
A to opowiadanie 'Wszystko w rodzinie', to już jest cudowne, naprawdę. Wiersze też, ale opowiadanie bardziej.

No a co do mnie samej, chyba zacznę się poddawać fascynacji Brianem jeszcze bardziej. Przemknęła mi przez głowę wizja wytapetowania ściany jego zdjęciami. ;d a tak poważnie, zamierzam kiedyś zbliżyć się do idoli mojego idola, tj AC/DC, Iron Maiden, wspomniany już Ronnie James Dio. Wiem wiem, wstyd ich nie znać. Ale jak usłyszałam o śmierci Ronniego doszłam do wniosku, że zamykam się w twórczości MM, a być może kiedyś będę płakać, bo już nigdy nie zobaczę niektórych zespołów na żywo - zakocham się w legendach. Po co? Poszerzę swoje horyzonty ;d.
Miałam coś napisać o zeszłym tygodniu, ale doszłam do wniosku, że mi się nie chce, więc w tym miejscu mojego pamiętnika czytelnik odnajdzie wielką, czarną dziurę o zamglonych i postrzępionych brzegach, która zionie pustką i nieodgadniętymi zdarzeniami.
Zaczyna się Lamb Of God, kończę.

piątek, 14 maja 2010

Moje perfekcyjne miejsce w brudzie.

...Czyli fascynacji Brian'em c.d. ;)
Jestem dzisiaj tak wściekła, że nie wiem. Ot, irracjonalna wściekłość wypełnia mnie od rdzenia mózgu po koniuszki małych paców u stóp, rozpaczliwe uderzając w moją dusze w poszukiwaniu ujścia. Jeszcze troszkę i się komuś dostanie. Gócio się ostatnio prosi. Zeszyst od muzyki oddał mi po dwóch tygodniu, tego samego dnia w którym była muzyka. A moja ukochana Pani Z, ta ulicznica, ta kurtyzana dla fetyszystów, ta córka wąchockiego sprzedawcy pamiątek, ten kat, ta chora na umyśle sadystka pożądająca strachu w najbardziej prostackiej postaci... no, akurat nie zrobiła mi nic. I ma szczęście.
Z każdym dniem coraz bardziej rozkochuję się w mojej szkole. I słusznie, przecież jest dobra. Bardzo dobra. Jak ktoś mówi inaczej, to jest prostakiem którego nie stać na większy wysiłek umysłowy niż policzenie do dwudziestu z wykorzystaniem palców u nóg. Nienawidzę wszystkich zapatrzonych w siebie prostaków, którzy do mojej szkoły się nie dostali i teraz mówią: Żerom to, Żerom śmo, Żerom narkotyki 3sprawdziany dziennie kujony i wgl przereklamowana szkoła. Mam dla Was wszystkich przesłanie: JESTEŚCIE IDIOTAMI i was NIENAWIDZĘ! Po prostu ręce mi się załamują nad waszym ograniczeniem umysłowym i ocenianiem naszej niepowtarzalnej społeczności w taki sposób, dosłownie słów mi brak i chciałabym każdemu z osobna powyłamywać kończyny ze stawów!
Dobra, kolejna grupa ludzi do wyżywania się zaliczona.
Teraz może napiszę coś na temat moich koleżanek. Jak one mnie denerwują! Tak, kochajcie się, pewnie! Loffciajcie się, piiiiczeee Wyy mojje <3 baby.! ;// kurde, a ta kropka przed wykrzyknikiem... W dodatku wszystkie robią z siebie z takie rockmanki. Rock to jest w sercu, KRETYNKI! A serce fana rocka NIE POZWALA NA KROPKĘ PRZED WYKRZYKNIKIEM! NIE I KONIEC! I NIE MA ANI ĆWIERCI WYJĄTKU OD TEJ REGUŁY TY POSRANY PUSTAKU BEZ PRIORYTETÓW! To, że bogaty tatuś kupi bilet na koncert, glany, pieszczochę, to nie znaczy że jesteś metalówą! :/ Ale ta kropka to już przesada. Mówcie sobie co chcecie, ale nie jestem w stanie rozmawiać z człowiekiem, który używa kropki w połączeniu z wykrzyknikiem, bez stosowania sarkazmu w przynajmniej 40% wypowiedzi. GIŃ, idiotko! Jak można tak nie szanować polszczyzny, no jak?! A TWOI PRZODKOWIE UMIERALI żebyś Ty przygłupie mogła po POLSKU mówić! Chyba, że Twoi byli bo tej drugiej stronie ;//. Kropka? Przed wykrzyknikiem? Nie potrafię tego znieść i już! Nienawidzę też, kiedy jakiś pustak uważa, że przecinki to są dla ozdoby, a przed znakami interpunkcyjnymi robi spacje (nigdy po!). Ludzie, wielka, gorąca prośba z głębi mojego kochającego serca: ZDYCHAJCIE, ZACOFAŃCY INTELEKTUALNI! W SPARCIE JAK DZIECKO BYŁO PRZYGŁUPIE TO NA MIEJSCU ZABIJALI!
:/ Ten temat już mi się troszkę znudził to tępienia, ale co tam.
Teraz powiem, że bardzo chciałabym... ŻEBYŚ ZDECHŁ! PADAJ I ZDYCHAJ NIEMOTO, ODEPCHNIĘTE DZIECKO STŁUMIONEJ W POWICIU DZIEWICY!! NIECH PATRZĘ JAK CIERPISZ, JAK MNIE PROSISZ O LITOŚĆ, JAK NIE CHCESZ, JAK UCIEKA Z CIEBIE OSTATNIA ISKRA POSTRZEGANIA, JAK TWOJE BRUDNE FLAKI KAPIĄ MI BUTY, NIECH CZUJĘ SWĄD TWOJEJ PALĄCEJ SIĘ SKÓRY, ZDYCHAJ W NAJGORSZYCH KATUSZACH, UMRZYJ NIESZCZĘŚLIWY I NIESPEŁNIONY, SAMOTNY I SMUTNY, Z PEŁNYM POCZUCIEM WŁASNEJ NICOŚCI!!!
Nie, nic mi nikt nie zrobił, jak już wspomniałam ta wściekłość jest IRRACJONALNA, NO I CO, MASZ Z TYM PROBLEM!? NIE POSRAJ SIĘ Z TEGO POWODU!! ZNAJDŹ SE CIEKAWSZY TEMAT DO ZNĘCANIA SIĘ NADE MNĄĄ!
;/


A teraz przejdę do właściwej części notki, bo troszkę zboczyłam z toru. Pewnie będzie utrzymana w podobnym tonie jak to powyżej, choć może uda mi się nieco bardziej opanować caps locka i wykrzykniki, a także włożę wiele wysiłku w zaprzestania używania epitetów uznawanych powszechnie za obraźliwe.
A zatem...
ŹLE, ŹLE PRZYGŁUPIE! DO SZKOŁY NIE CHODZIŁAŚ?! NIE ZACZYNA SIĘ TAK ZDAAAAAAAAAAAAAŃ!
Muszę oznajmić, że wczorajszy dzień był do dupy jestem bennadziejna zawaliłam MATMĘ DOSTANĘ 1!!
;/
:(((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((
No ale ja o dzisiaj miałam mówić!
No dzisiaj było bardzo fajnie. Pan M nawet się do mnie przyznał ^^ i to sam z siebie! Lubię pana M ;D. Może to brzmi dziwnie, ale ja go naprawdę lubię i szanuję. No i było kółko - trzy osoby: JJO ;d. Ale było słodko i uwielbiam je ;).
Wiecie, to chyba jednak nie jest wściekłość.
To wyewoluowało w jakąś wyższą formę nienawiści.
NIECH MI KTOŚ POMOŻEEEEEE!
przepraszam, nie dam rady więcej, skończę kiedy indziej,
sory.

poniedziałek, 10 maja 2010

Planów na przyszłość c.d.

Kiedy byłam mała znalazłam na jabłonce śliczną, zieloną gąsienicę. Polubiłyśmy się od razu - zabrałam ją do domu, aby ocalić przed śmiercią. Karmiłam ją sałatą, wsadziłam do słoika. Byłyśmy szczęśliwe. Jakiś czas później gąsienica zawinęła się w kokonik. Zawsze chciałam mieć swojego motylka, bardzo się ucieszyłam. Wyobrażałam sobie, że wypuszczę go na wolność, a on będzie taki kolorowy i piękny, że wszystkie inne motylki będą mu zazdrościć. Po jakimś tygodniu z poczwarki wyszła... brzydka, szara ćma. To był jeden z najgorszych zawodów w moim życiu, jednak postanowiłam ją uwolnić mimo wszystko. Kiedy tylko poleciała na swój pierwszy lot, jakieś dziesięć metrów przed moim oknem... zjadł ją jakiś ptak.
To wszystko dlatego. To przez TEN uraz.
Ale wszystko naprawię. W tym roku. Wczoraj cały dzień czytałam o motylach, oglądałam zdjęcia larw. Już wiem które gąsienice zamienią się w śliczne, kolorowe pazie.
Złapię taką, wyhoduję i będę w końcu miała swojego pięknego motylka!!
Tak zrobię!!
Może moją psychikę da się jeszcze podreperować po tym strasznym urazie.


Jeszcze powiem, że życzę Ci, żeby Ci wicezastępca pomocnika kierownika działu nabiałów w tesco na maskę nasrał, ty trzeci synu nędznej imitacji dziwiszowskiej kurtyzany!!
O.


Poza tym, raczej nic się nie działo mądrego. 4+ z francuskiego - zabrakło mi 0,5 pkt do piątki ;/. 5 z plastyki, hmm. Pisaliśmy te dziadowskie testy jeszcze raz. No tak, no bo jak gimnazjaliści pisali to my pisaliśmy też. Poszło i fatalnie. Nic dziwnego, bo doszło do zamienienia testów i klasy pierwsze pisały test dla klas drugich, a drugie dla pierwszych. No i pisaliśmy jeszcze, było raczej banalnie łatwo. Ale śpiąca jestem do tego stopnia, że nie jestem w stanie sklecić zdania, co zresztą widać.
Dlatego może odpuszczę sobie kontynuację tej bezsensownej notki.
dobranoc.
Trzymać kciuki za motylki <3.

niedziela, 2 maja 2010

Lamb Of God had mercy on us...

"If you die when there's no one watching,
then your ratings drop and you're forgotten... "


Kocham, kocham, kocham, kocham, kocham, kocham Holy Wood! Jeszcze się nie zdecydowałam czy bardziej od Portrait of an American Family, ale bardzo poważnie się nad tym zastanawiam.
A tak powracając do tematyki pierwszoplanowej (tzn. moje beznadziejnie nudne życie;)) muszę nadmienić, iż jestem właśnie w trakcie rozkoszowania się długim, sześciodniowym weekendem. Z tej okazji pierwsza na blogu apostrofa do wąskiej grupy czytelników. Ekhem, będę przemawiać.


Drodzy Maturzyści! 
Dzięki temu, że cały rok musieliście chodzić spięci jak baranie jaja ze względu na zbliżający się egzamin dojrzałości, dzięki kumulacji stresu w ostatnim miesiącu, dzięki Waszej ciężkiej pracy i nauce, ja przez najbliższe 4 dni będę się słodko OPIERDALAĆ. 
Dziękuję Wam za to!


Właśnie to jest gigantyczna zaleta zespołów szkół <3. No, może to nie będzie takim całkiem bezczynny weekend, bo w końcu czekają mnie jeszcze 3 sprawdziany w następnym tygodniu, ale na tę chwilę jest PIĘKNIE <3. Obejrzę sobie jeszcze raz wszystkie części Gwiezdnych Wojen, do końca :).
No, ale ponownie muszę pogrozić samej sobie palcem, gdyż bardzo niebezpiecznie zaczynam znowu bredzić od rzeczy.
Piąteczek był dziwny o.O mogę być pewna, że go nie zapomnę. Jak to się stało, że tylko dwie osoby zaliczały geografię, jak to się stało, że byliśmy sami, jak to się stało, że obcy człowiek się do mnie odezwał - nie wiem, nie mam pojęcia, ale jest fajnie ;d. Niby normalne, że ludzie ze sobą rozmawiają i tak dalej, ale ja jestem przyzwyczajona, że obcy bardzo wyraźnie pokazują swoją awersję względem mnie. A może to tylko moja paranoja zrobiła ze mnie społecznego wyrzutka w moich własnych oczach...? Cóż, pozdrawiam kolegę od geografii ;))
 Jak zobaczyłam 'poezję' jednej z moich koleżanek, która żyje w niepodważalnym przekonaniu, że jej wiersze są ładne i pokazuje je wszystkim, a także śmie używać właściwych poetom określeń, takich jak np. wena twórcza (chociaż o innych określeniach nie ma pojęcia, np. o tym co to znaczy rytmika zdania, do czego służą rymy, o co chodzi z tymi całymi sylabami itd), to uznałam że mam w sobie jakiś niewielki zalążek talentu, który można by rozwinąć.
Już mnie tak nie denerwują 'młodzieńcze ekscesy' moich koleżanek, które wciąż żyją w przekonaniu, że to, co je łączy, to przyjaźń tak silna, że granicząca z miłością. Już mnie obchodzi, że w wieku 14 lat nie można mieć pojęcia o przyjaźni, a jedynie jakiś zalążek głębokiego zrozumienia z drugim człowiekiem. Miłość tak gwałtownie traci na znaczeniu...
A ja bardzo bym chciała, żeby ktoś chociaż spróbował mnie zrobić częścią całości, a nie odpychać albo wyrywać sobie jak pluszowego misia, którego obie siostrzyczki chcą mieć i są o niego zazdrosne. O! Ładnie doszłam do tego tematu. Jak już tu jestem, to powiem, że jestem przeszczęśliwa w związku ze zbliżającą się wycieczką, na którą POJADĘ! <3. Już na pewno, już wszystko jest odłożone ;>. Pozwoliłam sobie naiwnie uwierzyć, że pojadę do tego Zakopanego. Mam tylko nadzieję, że nie będę znowu piątym kołem u wozu jak zwykle, że nie czekają mnie trzy dni prób włączenia się do rozmowy i zrobienia z siebie części tej maleńkiej komórki społecznej jaką jest nasza klasa. Mam nadzieję, że ktoś się do mnie odezwie, że ktoś tak naturalnie będzie chciał ze mną porozmawiać, nie z litości czy dlatego, że tak wypada. Jak już mówiłam, jestem w tej kwestii bardzo naiwna i wierzę, że być może nawet się to uda. Mam jakieś podejrzanie dobrze przeczucia ;)). Trudno, najwyżej rozczarowanie będzie o jednej pierwiastek większe i troszkę bardziej przyprawione zaskoczeniem niż zwykle na klasowych wycieczkach.


Taak, wydaje mi się że to wszystko, co chciałabym wspominać czytając tego bloga za kilka lat.
Dobranoc.

poniedziałek, 12 kwietnia 2010

Bez tytułu ;o

Och, ach, ajć. Stres naprawdę zabija. Czuję jak komórki mojego mózgu obumierają. Zawaliłam krzyżaków, myślałam że Sanderus naprawdę był duchownym, a w dodatku nie napisałam kto to był Lancelot i co zrobił :/. No szkoda gadać. Z fizyki dostałam 4 -.- Odstrzelcie mnie na miejscu. Sumienie moje jedną tylko pigułkę na uspokojenie dostało w postaci czterech godzin nauki j. angielskiego i dwóch j. francuskiego. Teraz to już MUSI mi pójść dobrze!! Co z tego, że dalej nie odróżniam may od might... Co z tego, że wciąż nie wiem czym się must od have to... Aj, miałam wymieniać pozytywy, nie wyszło :/.


Wracając do stresu, muszę nadmienić, iż ostatni tydzień musiałam jeździć do szkoły autobusem i zapieprzać do niej pieszo przez pół miasta. Umieram z wściekłości. Godzina oglądania sąsiednich wiosek i słuchania jak bardzo stacza się dzisiejsza młodzież. Dialogi odzianych w panterkę i kozaczki panienek zabijają mnie czasami - i to wcale nie śmiechem. Np. taka rozmowa:


"-Chcę jechać na Mazury w tym roku. Mam ciocię w Warszawie, to pojadę do niej i zarobię trochę kasy...


-O, moje rodzinne miasto.


-Warszawa czy Mazury?"


wytrąciła mnie zupełnie z równowagi. Podobnie jak uwaga, że 'sto lat temu nam w Rosji zginęła elita, i teraz też elita'. Do tego trzeba wstać o godzinie 5.40, autobus jest o 6.50. Normalnie o tej porze jeszcze słodko śpię. Powrotny mam o 14.30 (jak nie mam żadnych dodatkowych zajęć kończę o tej porze lekcje, dojście na dworzec zajmuje mi ok. 30min), a drugi - o 19.40. W domu jestem zwykle przed 21. Ucz się, odrób lekcje, umyj się, wyśpij się, wstań na autobus. KURDE MAĆ! Ten tydzień pewnie będzie taki sam. Wesołych świąt!! ;//.


Zmieniając temat na bardziej pocieszny, muszę powiedzieć, że bardzo zafascynowało mnie ostatnio pisanie. To jest taki słitaśne, ojć, ajć, mr! xDD. Ojej, nie, udawanie idiotki wsiąkło we mnie już zbyt głeboko ;o. Jak już mówiłam, pisanie daje mi jakieś takie dziwne zadowolenie z własnej bezsilności. Może poetką nie jestem, może nie mam talentu do rymów, może nie potrafię budować napięcia, ale przecież dla innych nie piszę. Tylko dla siebie. A to pomaga. Odstresowuje. Chyba nawet bardziej niż mówienie ;o. No nie sądziłam, że coś może relaksować bardziej niż mówienie, a nawet niż mówienie złośliwości i innych niemiłych rzeczy O.O. Nawet wpadłam na świetny pomysł na książkę: Co zrobić siedząc w autobusie? Tak dla zabicia czasu. Mam już pierwszy rozdział, w którym opisuję wszystkie możliwe zagrożenia życia i zdrowia (ot, taka obawa przed śmiercią mnie w tym smutnym miejscu nachodzi, a rozmyślanie o możliwości uszkodzeń ciała bardzo skutecznie zabija nudę). Zrobię karierę, będę sławna, wydam cykl poradników i stanę się mistrzem pióra! MAHAHHAHA! xDD.


Oj oj, knucie niecnych planów źle wpływa na mój mózg. I przez to snuję więcej niecnych planów, a to jeszcze gorzej wpływa na mój mózg... Takie błędne kółeczko.


O! O! O! Nawiązując do niecnych planów: Panna J. odwiedzi mnie w wakacje! Iiicha! No już się nie mogę doczekać ^^. Mamy plany na większą część miesiąca xd. Pokażę jej każdy skrawek mojej wsi i zrobię jej wykład z uwzględnieniem dat powstania wszystkich budynków! ^^ Ojej, ale będzie dziko.


Hmm, tak, to chyba wszystko co chciałam wyrazić dzisiaj. Na koniec notki zarzucę drogim czytelnikom mój ulubiony cytat Benedykta XVI z dnia 11 kwietnia 2010: ,,Niech będzie powalony Jezus Chrystus!!"

wtorek, 6 kwietnia 2010

Lato, lato, laaato czeeeka ^^

Czy znacie może to uczucie, kiedy budzicie się z resztkami najpiękniejszego snu pod powiekami i bardzo chcecie je tam zatrzymać, ale im bardziej panicznie do tego dążycie, tym bardziej one bledną, a Was ogarnia panika na myśl o tym, że pewnego dnia obudzicie się nie mając świadomości, nie pamiętając szczegółów tego cudownego, niepowtarzalnego przeżycia? To straszne. To takie okrutne kochać kogoś, kto istnieje tylko w obrazach powstałych na skutek patologicznych zmian w przysadce mózgowej. Śnił mi się wczoraj, i dzisiaj mi się śnił, i dwa dni temu. Przypuszczam, że mój umysł wykreował go na kilkunastoletniego Briana Warnera - ma takie same oczy, usta, nawet fryzurę, głos... No i na imię ma Brian. Ale z pewnością nie zachowuje się tak jak Brian. Za dobry jest. ;). Ten stworzony w moich snach Brian jest chyba moją ulubioną postacią fikcyjną i uwielbiam patrzeć mu w oczy, rozmawiać z nim.... Myślicie, że to może być objaw schizofrenii lub jakieś innej... wady umysłowej? ^^

Wciąż snuję plany dotyczące wakacji. Już wiem co wrzucę kolegom do namiotu i w co wyrośnie na wierzbie sąsiadki, do tego będę miała flotę papierowych samolocików, stateczków, samochodzików, okrętów, parostatków, kajaków i czołgów, będę czytać książki (nawet do biblioteki w tym celu pójdę i tym razem oddam książkę, może nawet w terminie) i nawet jeszcze będę grać na gitarze i rysować i będą ogniska i będziemy fałszować discopolo i będziemy jeść naleśniki z porzeczkami ^^. A wcześniej czeka mnie egzamin frekwencyjny z muzyki za 60% nieobecności, poprawa z fizyki, zaliczenie i oddanie plakatu z geografii, przyjęcie na klatę ostatniej oceny z kartkówki, występ przed całą szkołą w przedstawieniu i moc wie jakie jeszcze bomby stresowe, których trujące wyziewy będę musiała wdychać do czerwca. Jeju, czy ja to przeżyję? Tak sobie czasem myślę, że istota tak zbliżona do ludzkiej jak ja nie może przyjmować tylu dawek śmiertelnych upokorzeń i porażek, bo mózg wypłynie jej przez nos i kanaliki łzowe, pozostawiając ją w formie warzywa na wieki (ależ ja dzisiaj irytująco długie i niepoprawne zdania buduję, nie?).

Nadal nie mam co czytać. Próbowałam sobie porysować, narysowałam takiego cudownego Assasina z laserowym mieczem i nazwałam go Żwirek, ale ciągle nie wiem, czy to już moja pasja, czy może ciągle tylko przejściowe ześwirowanie. Jutro dostanę strunki do gitarki AjĆ.! ^^ ale też wątpię, żeby mnie to wciągnęło. Na nic sił ani czasu. Tęsknię do wakacji, wmawiam sobie, że wtedy będę robić wiele zajesuperastych rzeczy, a pewnie skończy się jak zwykle - na siedzeniu przed komputerem. Założyłam sobie blogaska na onecie, pewnie znowu dwa miesiące spędzę robiąc plakaty w gimpie. Żałosna jestem, naprawdę.

Wielki piątek, skrobanie kraszanek = wspomnienia z poprzedniego wielkiego piątku... Może dlatego mam te głupie sny.

O, i mam 19lvl na farmville.

niedziela, 28 marca 2010

Heepi beerzdeej tuu ju...

I znowu koszmarnie długa przerwa. Nie wiem czy w ogóle jest sens prowadzenia tego bloga dalej... Ale ostatecznie zdecydowałam, że jeszcze troszkę go pomęczę.

Zacznę może od tego, że dzięki mojemu kochanemu, inteligentnemu, błyskotliwemu wychowawcy i jego światłym naukom cierpię właśnie na paskudne zapalenie płuc. Biegaj dziecko po dworze, biegaj, bo to zdrowo :). Zwłaszcza jak jest 17 stopni i lodowaty wiatr, a ja w samym krótkim rękawku. Cudownie. Panu Szyszy kiedyś coś zrobię za tę torturę.

Muszę odnotować tutaj wyjątkwo smutną wieść, a mianowicie, w piątek skończyłam całe 14 lat. Babcia. Normalnie babcia. Jak byłam mała i zastanawiałam się ile lat ma moja prababcia, do głowy przychodziły mi takie liczby jak 16, 17... Może dlatego, że nie potrafiłam do tylu liczyć. A teraz sobie myślę, że z każdym dniem moje niedoskonałe ciało zbliża się końca gwarancji, z każdą kolejną sekundą jest coraz bardziej nieudolne i bezbronne, z każdą chwilą coraz bardziej ogranicza mnie. Pozostaje mi tylko zdechnąć, może wtedy będę wolna od tych fizycznych ograniczeń. Dzień moich urodzin bardzo brutalnie przypomniał mi, że jestem beznadzieją pomyłką genetyczną. Dostałam (tak na pocieszenie) 2 ze sprawdzianu z fizyki. Dlaczego? Dlatego, że zamiast się uczyć poszłam na warsztaty plastyczne, gdzie usłyszałam, że jestem zadufanym w sobie, leniwym beztalenciem :). Może nie dosłownie, ale tak było. Do tej przepięknej oceny dołożyła swoje 3 grosze nieznana mi z imienia nauczycielka. Nie znam osoby, która bardziej niż ja walczyłaby z samą sobą tylko po to, by zasłużyć na szacunek ludzi których darzy szacunkiem. I jak na ławce siedziało 10 osób, tak tylko ja okazałam się taką przyciągającą swoją słabością psychiczną uwagę sierotą, i ta ździra akurat do mnie się przyczepiła. I akurat ja usłyszałam, że zachowuję się jak `stado wściekłych orangutanów`, że `mam taki okropny, skrzeczący głos, że jak się drę to mnie słychać w gabinecie` (tym razem cytaty były dosłowne). I tylko ja usłyszałam, że jestem niewychowanym bachorem. A kiedy ta kretynka odchodziła, mechanicznie napiłam się Coli... I wtedy usłyszałam jeszcze, że jak nauczyciel mówi, to się nie pije, a chwilę później puszka - z lekką pomocą otipsionej ręki nauczycielki - uderzyła w moje zęby, upadła na podłogę, a jej zawartość wylała mi się na koszulę. Nic nic. Nic takiego. Nawet bym o tym nie pamiętała, gdyby to nie były moje urodziny... Stosunkowo wielu ludzi chciało, żebym poczuła się lepiej i próbowało mnie pocieszyć, co ogromnie doceniam i za co bardzo dziękuję. Taak, dziękuję J., A., A., A., ( ^^ ), J., K., G., a nawet wrednemu i podłemu Panu P. P. pseudonim vel P., za ten piękny rozejm.

Po przywróceniu okropnych wspomnień minionego piątku chyba nie dam rady napisać nic więcej, zatem kończę tę notkę. Idźcie w pokoju, moi czytelnicy, niech moc pozostanie z Wami.

P. S.

A mówiłam już, że kocham, ubóstwiam Gwiezdne Wojny? I że jak dorosnę chcę być mistrzem inwersji jak Mistrz Yoda? I że moim marzeniem jest mieć astmę jak Marit Bjoergen i Lord Vader? I że w wakacje zbuduję Międzygalaktyczny Domek na Drzewie (tylko że bez drzewa) w którym umieszczę moje tajne centrum zarządzania kosmosem?

No, to teraz to mówię.

piątek, 26 lutego 2010

...

Ach, jakże mnie dawno tu nie było! ;). Ale mam bardzo konkretne usprawiedliwienie. Otóż skończyła mi się umowa z Erą, wskutek czego na długi czas zostałam pozbawiona internetu. Jest też dobra część tej wiadomości- od śroody mam umowę z orange. I internet mi śmiga jak jeszcze nigdy w życiu mi nie śmigał <3. I nawet ostatnio filmik na youtube obejrzałam! xD. Cudnie, czuję się jak normalny człowiek ^^!

Szkoła nadal pochłania bezlitośnie większość mojego czasu. Nawet niezapowiedziana kartkówka z fizyki nie zniszczała mojego stosunkowo dobrego samopoczucia, bo, chyba jako jedyna w klasie, wszystko miałam dobrze ;D. A do tego dostałam pierwszą w swoim życiu 5 z geografii! :> mwahah!

Niestety nie wszystko, co wydarzyło się w tym tygodniu podsycało moją radość. Pewna osoba bardzo skutecznie doprowadza mnie do szału swoją arogancją i fałszywością. Dwa dni miałam przez nią zniszczone. Kradzież śniadania ktoś może uznać za głupi powód do żalu, ale robienie sobie widowiska z mojej mordy nie jest zabawne, wieszanie mojego identyfikatora na środku korytarza w doskonale widocznym miejscu też nie. Teraz pół szkoły ma polew z mojego ryja. Kochana koleżanka zrobiła uprzejmość mojemu przeuroczemu J., który z wyrazem dzikiej satysfakcji z upokorzenia mnie wręczył mi moje zdjęcie dzisiaj po południu (po poprzednim pokazaniu go całej swojej klasie). Swoją drogą dostał za to w ryj, ale to nie o to chodzi. Podstawówka urodziła się w moich wspomnieniach na nowo... Ożyło wszystko. Moja pewność siebie z każdą taką akcją traci więcej na wartości, teraz doszłam do stanu, w którym - nawet, gdyby ktoś zechciał zająć się leczeniem mojej skatowanej osobowości - nigdy już nie wrócę do dawnej pewności siebie.

Znów muszę powiedzieć, że ten pęd mnie zabija. Chyba za dużo od siebie wymagam. Tylko czy ludzie, którzy nie wymagają od siebie niczego, kiedykolwiek dojdą do postawionych sobie celów?

niedziela, 7 lutego 2010

Nicnierobienia ciąg dalszy.

Narobiło mi się zaległości...

Zacznę od wiadomości miesiąca, mianowicie: moja średnia to... ^^


{* 4,61 *} 

W tym semestrze nie byłam już w szkole. W czwartek (ten dawniejszy czwartek) była wywiadówka, z której moja mama wróciła dumna jak paw ;d. W sumie nie wiem co ją tak cieszy, bo moja średnia była zaledwie 4 w klasie ;/. Ucz się człowieku, ucz, a gówno z tego będziesz miał -.-'. Ale ponoć pan mnie chwalił za aktywność na kółku ;>. Na moim biednym kółku, które się pewnie rozpadnie... Tak, tak, nasza elitarna grupa aktorska przeżywa kryzys związany z tym, że każdemu coś nie pasuje. Aż się boję po feriach na nie wracać, bo coś czuję, że poleje się krew ;<.

Ominęła mnie Wielka Gala! ;(. Moja mama była, ponoć było prześmiesznie. Nie zobaczyłam mojej dawnej pani od muzyki w akcji (chórek ósemkowych nauczycieli wystąpił na tej elitarnej bibie). Nie zobaczyłam też, jak Pan Ziobro mówi, że z całej szkoły pamięta tylko mojego kochanego dziadziusia, który lał go pięścią po głowie za palenie w kiblu ;D. Nie zobaczyłam jak pan dyrektor śpiewał ;(. To takie bolesne.

Od soboty jestem w Bolesławcu i napływ wspomnień związanych z tym miejscem sprawił, że użalaniem się nad sobą boleśnie zatrułam życie kilku istotom (dziękuję, że tego posłuchałyście, podziwiam Was za to, że nie zdzieliłyście mnie nożem, co ja zrobiłabym z rozkoszą na Waszym miejscu). Mało tego, to okrutne uczucie omal nie popchnęło mnie do czynu dużo bardziej nikczemnego... Jeszcze trochę i napisałabym do wszystkich osób, z którymi całymi godzinami pisałam w zeszłym roku. Zeszłe ferie były takie... inne od tych. Minęło tylko 365 dni, a ja już nie rozmawiam z B. (którą uważałam za przyjaciółkę i której swoją drogą teraz mi brakuje, ale której nie wybaczę), nie odzywam się do M. (w zeszłym roku chyba bym się z tego powodu pochlastała, hehe). Bardzo, bardzo za nimi tęsknię, a jednak nie chciałabym wrócić do tamtego czasu. To znaczy chciałabym, ale... ale bym nie chciała xd. Czemu za nimi tęsknię - nie potrafię powiedzieć, ale wiem, że teraz jest lepiej. Kocham moją szkołę za to, że nie ma tam właśnie takich ludzi jak oni. Dwulicowych pozerów, zadufanych w sobie, wywyższających się, niby gardzących zdaniem innych (i to nie tylko na swój temat), a tak naprawdę robiących wszystko aby w oczach innych wyglądać na ociekających zajebistością. A jednak tak było wtedy wspaniale... ;((.

Moja Mi. nie chce się ze mną spotkać x/. Tak się cieszyłam, tylko dla niej przyjechałam do tej dziury pełnej próżnych gamoni, a ona się nie może spotkać bo cośtam. Pff. Cudownie. ;/. Na lodowisko sama sobie pójdę, będzie mi wspaniale! I będę się świetnie bawić, sama.

Tak. No więc mniej więcej taki humor trzyma się mnie od jakichś dwóch-trzech dni. Irracjonalna wściekłość x/.

Jedyną jasną perełką w tym tygodniu była wczorajsza impreza (aach, dzikoooo!!!) z okazji 73 urodzin mojej cioci. Cudownie było ^^. Uwielbiam opowieści staruszek o tym czego to one w przecenie nie kupiły i kogo w Częstochowie nie widziały ;D. Naprawdę uwielbiam ^^.

"...No i ja miałam takie wielkie, metalowe pedały! No taakie wielkie, od autobusu! I zaczęłam je obhabiać, skąd ja mogłam przypuszczać że mnie on wyhwie ten pedał? A to ja młoda, ja piehwszy haz takie cóś w hęku miałam, a to taaaakie wielkie!"

"-Zobacz, ja tego kwiatka mam 3 lata. Słabo rośnie, nie?
- A co tam słabo, mój już dawno zgnił."

"-Ej, czekaj Halinka, czekaj, nie dolewaj, ja jeszcze nie dopiłam. Ja wypiję i jedziemy dalej."

"-No ja mam te kije do tego nordińgłokinku, no ale jak sąsiadki zobaczą że ja o laskach chodzę to powiedzą >>Oo, Behta się kończy<<"

"No ale tyle pedałów co w tej Częstochowie to ja w życiu nie widziałam! Oni tam zloty urządzają, a ja haz jednemu powiedziałam: ty skuhczybyku! A żeby Ci odpadł i zgnił!!"

"-Halinka, Halinka, słuchaj! Ja bym ci kupiła phezent, ale byłam w tym Kehfurze i tam nic nie ma! Jakiegoś kwiatka Ci chciałam kupić ale tam nic nie ma, to ci nie kupiłam."

No powiedzcie, czyż one nie są niesamowite? Są tak autentyczne w przeżywaniu teraźniejszości że nie da się ich podrobić ^^. W poniedziałek też do nich pójdę to mi się humor poprawi. Może.

A zatem, pozwolę sobie na małe podsumowanie notki:
Czuję się beznadziejnie.
Dobranoc.

piątek, 22 stycznia 2010

Milczenie owiec


Czasami chciałabym tyle rzeczy powiedzieć, ba, czasami chciałabym powiedzieć cokolwiek. Odezwać się, umieć pocieszyć kogoś kiedy tego potrzebuje. Umieć przeprowadzić zwykłą konwersację z drugim człowiekiem... 
Czasami tak bardzo chciałabym być normalna. Jak te wszystkie głupie dziewczyny. Chciałabym chcieć wychodzić na miasto; mówić wszystkim że ich kocham; ubierać się tak jak wszyscy; kochać Michaela Jacksona, a nie uważać, że był obrzydliwym pedofilem który miał w życiu szczęście; na pierwszym miejscu stawiać to, czy ''najfajniejsza'' dziewczyna w sqql nadal wszystkim mówi, że jestem jej najlepszą przyjaciółką; nie stresować się nauką... Chciałabym być taka. Ale takie zachowanie budzi we mnie obrzydzenie. Żałosne -.-''. Ale, na Szatana, im musi być o tyle łatwiej! One nie były od dziecka uczone, że trzeba być bezwarunkowo NAJLEPSZYM, żeby dać z siebie 110% w szkole, bo szkoła jest najważniejsza. One nie mają tak wygórowanych ambicji... Nie myślą tylko i wyłącznie o szkole. Potrafią ze sobą rozmawiać. Nie rozumieją, że czasem chciałabym po prostu BYĆ obok kogoś, bez idiotycznych gadek o tym kto się z kim lizał >.>.  A one są szczęśliwe, i jest im łatwo. Więc gdzież jest cel mojego chorego upierania się przy byciu sobą? Nie wiem... Ciągle się łudzę, że kiedyś będzie mi lepiej. Można by rzec, że stawiam wszystko na jedną kartę, która ma 50% szans na wygraną. Ale ja i tak wiem, że zostanę głodującą studentką albo starną panną na garnuszku mamusi. Nigdy się na nic nie przydam. Ale może chociaż moja chora duma zostanie zaspokojona. Tak, warto ryzykować chociaż po to, żeby ta próżność i upór pozostały we mnie do końca. 
Chwała niech będzie egoistom-satanistom! 

Międzynarodowe Święto Uwielbienia Dla Mnie.

Ależ mam dzisiaj ziamiasto szalapuciasto cudowniasty dzień!! Konam z samouwiebienia ^^. Powodem mojej niesamowitej satysfakcji nie jest wyłączni 5- z angielskiego na półrocze u najbardziej wymagającej nauczycielki wszech czasów (ŁAHHA!! <3! JESTEM BOGIEM!). Również w stan wesołości wprawiła mnie ocena bardzo dobra z historii i edukacji dla bezpieczeństwa za pierwszy semestr nauki. Jednak i te wydarzenia nie są sednem sprawy. A może i są? No w sumie są. Są częścią bardzo złożonego łańcucha poprawiaczy humoru. Kocham siebie. Ach, jak dawno tego nie powiedziałam na głos! Tak mi z tym lekko. Ale przepraszam za to małe odbicie od tematu. Powracając na właściwe tory muszę powiedzieć, że w ponownie zaczęłam doceniać moją szkołę. Bo to jest najwspanialsza szkoła na świecie. I ludzie tutaj są najwspanialsi na świecie <3. Cieszę się, że wyszło tak a nie inaczej. A może jest trudniej, a może jest ciężej. Cóż z tego, skoro ta tak drobna przecież wada zanika w morzu niezniszczalnych zalet? <3. Przynajmniej kiedyś tam w przyszłości będzie mi łatwiej ;). Tak się pocieszam. A bez tych Żeromiańskich ludzi - nawet tych całkowicie obcych - nie potrafiłabym już żyć.

Lekcje Edukacji Dla Bezpieczeństwa są niesamowite ^^. Te lateksowe rękawiczki, takie mraaau ;D. Za duże, ale to dlatego że zostało miejsce na tipsy XD. Kocham się bawić w doktora Housa. I jedno zdarzenie z dzisiaj, którego nigdy nie zapomnę:

<Ja, bawiąc się w Housa> Dzień dobry, co Cię boli?
<Julcia> ...Palec.
<Ja> Masz WZW i raka mózgu.
<Obcy Mi Licealista> Skąd wiedziałaś że ona ma WZW O.o?
<Ja> No bo ja jestem Housem, ja wiem wszystko!
<Licealista> Taa? To co mi jest?
<Ja> Ty masz kiłę i zatwardzenie.
<Licealista> Skąd wiedziałaś o zatwardzeniu?!
<Ja> Poznałam po Twojej minie.


I powiedzcie, że jakaś inna szkoła skupia setki podobnych mnie i temu licealiście dziwaków ^^.

Ach, aż mi niedobrze z tej miłości do całego świata. Módlcie się żeby mi przeszło, inaczej cały świat będzie raczony moimi średnio interesującymi monologami o tym, jak to kocham wszystkich i każdego z osobna.



A słowo na niedzielę brzmi:

Nie róbcie pajacyków w kuchni!!

środa, 13 stycznia 2010

...

Dzisiejszy jakże cudowny (*rzygi*) dzień spędziłam w domu, czytając lekturę na angielski i grając w sims 3 na telefonie. Proszę, oto jak gorliwie wypełniam postanowienia noworoczne :). Nadal nie chce mi się nic, a w sumie to chyba jeszcze bardziej. Stres mnie zabija jeszcze szybciej niż sama konieczność życia. Nikt mi nie chce podać lekcji. Ach, Wy moje słodkie dziewuszki <3. Nie ma to jak konsekwencja... jak byłam zdrowa to byłam ''Kochaną Pacyfcią", a jak jestem w potrzebie to nie ma mnie wcale.

A jak już jesteśmy w tym temacie, to powiem jeszcze że ten tydzień był, jest i będzie do dupy. Wtorek tym razem też był do dupy. Nie zrobiłam tego co chciałam zrobić, znów. Piątek też będzie do dupy, bo będę w domu i będę się uczyć. Fizyki. I geografii. I angielskiego. Czwartek... czwartek w sumie będzie średnio do dupy (a na pewno mniej niż normalnie) bo mnie ominą fakultety... Ale to nie ma znaczenia wcale ;///. Sobota też będzie do dupy, bo znając mnie będę uczyć się wszystkiego, czego powinnam się uczyć w piątek.

I jeszcze mogę powiedzieć że nic nie umiem, nawet ukłonić się nie umiem, grać na gitarze nie umiem, śpiewać nie umiem, tańczyć nie umiem, rysować nie umiem, sportów uprawiać nie umiem. Do niiczeeego się nieee naadaaajęęęęę. I jeszcze się urodziłam w marcu ;//.

oO ja czasem sama siebie nie rozumiem... Oo

Dzisiaj mi się śniło, że Nasz M. oświadczył się mojej mamie. Wydaje mi się, że mój mózg jest osobnym organizmem, który czasem pokazuje mi takie obrazy, żeby popisać się przede mną - głupią, prostą i słabą - swoją złożonością i geniuszem. Podły. Jak będę duża to go sobie amputuję i nie będzie już tak bolało :< .

Czuję w sumie jak taki mały żółwik, którego ktoś wyrwał ze skorupki i teraz go dziabie patykiem.



Oo to była jedna z mniej sensownych notek jakie w życiu napisałam...

Dobranoc ^^

Wszy na noc oO

sobota, 2 stycznia 2010

Postanowienia noworoczne

Postanowienia... Ot, wypada je mieć. A to, że nawet nie będę próbowała ich przestrzegać, to już zupełnie inna bajka ;)) .


  • Mieć czerwony pasek na koniec roku (bynajmniej nie na tyłku).
Kiedyś miałam 5,5. Teraz marzę o 4.8. Szkoda...
  • Nauczyć się grać na gitarze.
Ona jest taka fajna i tak na mnie patrzy tymi strunami mrr ^^.
  • Wkładać więcej serca w to, co robię. 
Starać się bardziej, nie robić wszystkiego na odwal się.
  • Posiąść cnotę cierpliwości.
...Bo ona się przydaje.
  • Nauczyć się panować nad sobą.
Nad złością, radością, słowami, śmiechem, czynami.
  • Przezwyciężyć irracjonalne lęki.
Ten przed ciemnością, przed snem, przed mordercami, gwałcicielami, złodziejami, napadami, pożarami, wybuchami no i tak dalej. 

  • Schudnąć!
Nie wykręcać się od wuefu ;/ Udawać że jest dobrze i fajnie, udawać że się nie krępuję, robiąc z siebie idiotkę przed całą klasą. 

  • Być milszą dla rówieśników.
Najlepiej będzie, jeśli wcale nie będę się do nich odzywać, to im sprawi największą przyjemność...
  • Przestać myśleć...
...W taki sposób jak teraz. O tych ludziach, o tych wydarzeniach. Bo zwariuję. 

  • Znaleźć w sobie więcej optymizmu.
Z powodu jak wyżej ^. 

  • Pisać pamiętnik. 
Ku przestrodze przyszłym pokoleniom ;d. 

  • Mniej czasu spędzać przed komputerem
PFAHAHA :D. No to było śmieszne...






Taak. Życzcie mi powowdzenia ;d.


Przyda się >.> .