poniedziałek, 12 kwietnia 2010

Bez tytułu ;o

Och, ach, ajć. Stres naprawdę zabija. Czuję jak komórki mojego mózgu obumierają. Zawaliłam krzyżaków, myślałam że Sanderus naprawdę był duchownym, a w dodatku nie napisałam kto to był Lancelot i co zrobił :/. No szkoda gadać. Z fizyki dostałam 4 -.- Odstrzelcie mnie na miejscu. Sumienie moje jedną tylko pigułkę na uspokojenie dostało w postaci czterech godzin nauki j. angielskiego i dwóch j. francuskiego. Teraz to już MUSI mi pójść dobrze!! Co z tego, że dalej nie odróżniam may od might... Co z tego, że wciąż nie wiem czym się must od have to... Aj, miałam wymieniać pozytywy, nie wyszło :/.


Wracając do stresu, muszę nadmienić, iż ostatni tydzień musiałam jeździć do szkoły autobusem i zapieprzać do niej pieszo przez pół miasta. Umieram z wściekłości. Godzina oglądania sąsiednich wiosek i słuchania jak bardzo stacza się dzisiejsza młodzież. Dialogi odzianych w panterkę i kozaczki panienek zabijają mnie czasami - i to wcale nie śmiechem. Np. taka rozmowa:


"-Chcę jechać na Mazury w tym roku. Mam ciocię w Warszawie, to pojadę do niej i zarobię trochę kasy...


-O, moje rodzinne miasto.


-Warszawa czy Mazury?"


wytrąciła mnie zupełnie z równowagi. Podobnie jak uwaga, że 'sto lat temu nam w Rosji zginęła elita, i teraz też elita'. Do tego trzeba wstać o godzinie 5.40, autobus jest o 6.50. Normalnie o tej porze jeszcze słodko śpię. Powrotny mam o 14.30 (jak nie mam żadnych dodatkowych zajęć kończę o tej porze lekcje, dojście na dworzec zajmuje mi ok. 30min), a drugi - o 19.40. W domu jestem zwykle przed 21. Ucz się, odrób lekcje, umyj się, wyśpij się, wstań na autobus. KURDE MAĆ! Ten tydzień pewnie będzie taki sam. Wesołych świąt!! ;//.


Zmieniając temat na bardziej pocieszny, muszę powiedzieć, że bardzo zafascynowało mnie ostatnio pisanie. To jest taki słitaśne, ojć, ajć, mr! xDD. Ojej, nie, udawanie idiotki wsiąkło we mnie już zbyt głeboko ;o. Jak już mówiłam, pisanie daje mi jakieś takie dziwne zadowolenie z własnej bezsilności. Może poetką nie jestem, może nie mam talentu do rymów, może nie potrafię budować napięcia, ale przecież dla innych nie piszę. Tylko dla siebie. A to pomaga. Odstresowuje. Chyba nawet bardziej niż mówienie ;o. No nie sądziłam, że coś może relaksować bardziej niż mówienie, a nawet niż mówienie złośliwości i innych niemiłych rzeczy O.O. Nawet wpadłam na świetny pomysł na książkę: Co zrobić siedząc w autobusie? Tak dla zabicia czasu. Mam już pierwszy rozdział, w którym opisuję wszystkie możliwe zagrożenia życia i zdrowia (ot, taka obawa przed śmiercią mnie w tym smutnym miejscu nachodzi, a rozmyślanie o możliwości uszkodzeń ciała bardzo skutecznie zabija nudę). Zrobię karierę, będę sławna, wydam cykl poradników i stanę się mistrzem pióra! MAHAHHAHA! xDD.


Oj oj, knucie niecnych planów źle wpływa na mój mózg. I przez to snuję więcej niecnych planów, a to jeszcze gorzej wpływa na mój mózg... Takie błędne kółeczko.


O! O! O! Nawiązując do niecnych planów: Panna J. odwiedzi mnie w wakacje! Iiicha! No już się nie mogę doczekać ^^. Mamy plany na większą część miesiąca xd. Pokażę jej każdy skrawek mojej wsi i zrobię jej wykład z uwzględnieniem dat powstania wszystkich budynków! ^^ Ojej, ale będzie dziko.


Hmm, tak, to chyba wszystko co chciałam wyrazić dzisiaj. Na koniec notki zarzucę drogim czytelnikom mój ulubiony cytat Benedykta XVI z dnia 11 kwietnia 2010: ,,Niech będzie powalony Jezus Chrystus!!"

wtorek, 6 kwietnia 2010

Lato, lato, laaato czeeeka ^^

Czy znacie może to uczucie, kiedy budzicie się z resztkami najpiękniejszego snu pod powiekami i bardzo chcecie je tam zatrzymać, ale im bardziej panicznie do tego dążycie, tym bardziej one bledną, a Was ogarnia panika na myśl o tym, że pewnego dnia obudzicie się nie mając świadomości, nie pamiętając szczegółów tego cudownego, niepowtarzalnego przeżycia? To straszne. To takie okrutne kochać kogoś, kto istnieje tylko w obrazach powstałych na skutek patologicznych zmian w przysadce mózgowej. Śnił mi się wczoraj, i dzisiaj mi się śnił, i dwa dni temu. Przypuszczam, że mój umysł wykreował go na kilkunastoletniego Briana Warnera - ma takie same oczy, usta, nawet fryzurę, głos... No i na imię ma Brian. Ale z pewnością nie zachowuje się tak jak Brian. Za dobry jest. ;). Ten stworzony w moich snach Brian jest chyba moją ulubioną postacią fikcyjną i uwielbiam patrzeć mu w oczy, rozmawiać z nim.... Myślicie, że to może być objaw schizofrenii lub jakieś innej... wady umysłowej? ^^

Wciąż snuję plany dotyczące wakacji. Już wiem co wrzucę kolegom do namiotu i w co wyrośnie na wierzbie sąsiadki, do tego będę miała flotę papierowych samolocików, stateczków, samochodzików, okrętów, parostatków, kajaków i czołgów, będę czytać książki (nawet do biblioteki w tym celu pójdę i tym razem oddam książkę, może nawet w terminie) i nawet jeszcze będę grać na gitarze i rysować i będą ogniska i będziemy fałszować discopolo i będziemy jeść naleśniki z porzeczkami ^^. A wcześniej czeka mnie egzamin frekwencyjny z muzyki za 60% nieobecności, poprawa z fizyki, zaliczenie i oddanie plakatu z geografii, przyjęcie na klatę ostatniej oceny z kartkówki, występ przed całą szkołą w przedstawieniu i moc wie jakie jeszcze bomby stresowe, których trujące wyziewy będę musiała wdychać do czerwca. Jeju, czy ja to przeżyję? Tak sobie czasem myślę, że istota tak zbliżona do ludzkiej jak ja nie może przyjmować tylu dawek śmiertelnych upokorzeń i porażek, bo mózg wypłynie jej przez nos i kanaliki łzowe, pozostawiając ją w formie warzywa na wieki (ależ ja dzisiaj irytująco długie i niepoprawne zdania buduję, nie?).

Nadal nie mam co czytać. Próbowałam sobie porysować, narysowałam takiego cudownego Assasina z laserowym mieczem i nazwałam go Żwirek, ale ciągle nie wiem, czy to już moja pasja, czy może ciągle tylko przejściowe ześwirowanie. Jutro dostanę strunki do gitarki AjĆ.! ^^ ale też wątpię, żeby mnie to wciągnęło. Na nic sił ani czasu. Tęsknię do wakacji, wmawiam sobie, że wtedy będę robić wiele zajesuperastych rzeczy, a pewnie skończy się jak zwykle - na siedzeniu przed komputerem. Założyłam sobie blogaska na onecie, pewnie znowu dwa miesiące spędzę robiąc plakaty w gimpie. Żałosna jestem, naprawdę.

Wielki piątek, skrobanie kraszanek = wspomnienia z poprzedniego wielkiego piątku... Może dlatego mam te głupie sny.

O, i mam 19lvl na farmville.