niedziela, 25 listopada 2012

Kolejny problem z ego

Niechęć zaakceptowania zmiany, która jest poza naszą kontrolą, pochodzi z egoizmu. Poczucie straty, zubożenia... oszukania. Zdrady. Egoiści cierpią najbardziej, bo zawsze robią wszystko, żeby się uszczęśliwić,  dlatego kiedy dotknie ich nieszczęście, któremu nie mogą zaradzić, są skołowani. Nie mogą obwiniać siebie, nie mogą niczego naprawić. Ego to ta część nas, która tupie nogą i krzyczy "JA CHCĘ!". Superego próbuje je uspokoić, racjonalizuje, nakłada surowe kary. ID woła o pomoc. Mnóstwo psychologicznych mechanizmów działa jednocześnie, aż miło patrzeć i analizować. Potrzeba czułości, opieki, ciepła i jednoczesna, wynikająca z introwertyzmu, chęć izolacji. Może znowu z ego wynikająca potrzeba udowodnienia sobie i innym, że pomoc wcale nie jest potrzebna, chęć samodzielności jak u zakompleksionego dziecka. I wszystko, wszystko wokół niedopieszczonego ego. Gdyby inni grali w tym jakąś rolę, gdyby ktoś inny miał jakieś znaczenie, wszystko byłoby dobrze, bo przecież nic złego się nie stało. Ale chodzi tylko o ego. O to, że trzeba się przyzwyczajać i o to, że nie można nic zmienić. O utratę kontroli. O przewrócenie systemu wartości do góry nogami, uszczerbek na i tak kruchym poczuciu bezpieczeństwa. Żal, poczucie winy - to zbędne mechanizmy, irracjonalne, pobudzone panicznym lękiem. Tęsknota jest piękna, czysta, szczera - to nic, co powinno wywoływać ból. Niespełnione pragnienia bolą tylko egoistów. 
Brak łaknienia, bóle brzucha. Bezsenność - ale nie na tle hormonalnym, tylko ze strachu. Strachu przed wstawaniem rano, przed kolejnym dniem. Przed zmianą dziś we wczoraj. Niepewność. Brak woli walki. Brak chęci na cokolwiek. Obojętność przy wykonywaniu prostych rzeczy, a mimo to niechęć do zabrania się za nie, brak motywacji. Znowu strach, choć tym razem irracjonalny, bo przecież wstawanie, chodzenie do szkoły, jedzenie, czytanie - nie boli. Uśmiech - nieśmiały, prosty, szczery i krótki. Ulotna iskierka, która gaśnie w ułamek sekundy, stłamszona przez ciemność zanim jeszcze zdąży oświetlić drogę albo ogrzać zmarznięte dłonie. Szczera, dobra - ale bezużyteczna. Co nie znaczy że bezwartościowa i za każdym razem jestem za nią wdzięczna... chociaż może nie widać. Może złość zrodzona z tej stłumionej goryczy maskuje skutecznie wszystko inne. To nie znaczy, że nic innego nie ma. Jedyne, o co proszę (bo prosić z natury nie lubię) to odrobina zrozumienia. Pobłażliwości. I trochę czasu - choć to tylko złudzenie.