środa, 23 marca 2011

Co Julię denerwuje? Part II

Oglądałam kiedyś film, który, swoją drogą, bardzo mnie rozbawił: Hi Way - niskobudżetowe, polskie kino, odzwierciedlające niekonwencjonalne – i bardzo charakterystyczne – poczucie humoru kabaretu Mumio. I w tymże filmie była scena, która doskonale ilustruje to, o czym pragnę powiedzieć.

(scena cudowna, nie przeczę, ale TYLKO w kinie)


No, tutaj mam taki jakby bareczek... Zresztą, sam pan widzi, tego się jakoś wszystkiego jakby ukryć nie da... Proszę nie krępować. Nic takiego, ot, takie tam... No, ociekam sobie zajebistością, oczywiście możecie wszyscy to widzieć, a co mi tam – napawajcie się moim cudownym blaskiem, ale się nie krępujcie! Dajcie spokój, to, że jesteście ode mnie gorsi nie znaczy, że nie możecie czerpać trochę z mojej anielskiej aury. Ja was toleruję! Dla mnie to nawet lepiej, że czasem poprzebywam z pospólstwem - to w końcu jest dobrze widziane w towarzystwie: sprawiam wtedy wrażenie otwartego, sympatycznego i traktującego ludzi równo.
Niech mnie czczą. Niech cieszą się możnością spoglądania na moje jasne, świetliste oblicze – niech bijące od niego jaskrawe światło będzie im nadzieją w szarości ich smutnego życia. Ja, oczywiście, jestem szalenie skromny, ale wiara cieszy się, kiedy eksponuję swoją idealność, więc czemu miałbym być tak okrutny i pozbawiać ich tej przyjemności?
W domyśle: co z tego, że mam małego, niewiele potrafię, a na tle reszty ludzi jestem spektakularnym nikim? Zapudruję to podwójną warstwą charyzmy i nikt się nie zorientuje!

Tak, moi drodzy.

Denerwuje mnie pozerstwo. 

sobota, 12 marca 2011

Wejście Smoczycy

Omg, za dwa tygodnie kończę piętnaście lat! Prezent już dostałam - taki, jak sobie wymarzyłam: bardziej związany z duchową zmianą, symboliczny, nastrajający mnie na podbój wszechświata. Na taką okrągłą rocznicę nie można sobie wymarzyć nic lepszego (chyba że miałabym do dyspozycji roczne zarobki obojga rodziców, ale nie mam, więc oceniam sytuację realistycznie). Piszę trochę szyfrem, ale to po to, żeby zbudować napięcie :D. Wracając do prezentu - muszę wchłonąć maksymalną możliwą dawkę pozytywnej energii i przygotować się na poniedziałkowy lincz. Może to z mojej strony swego rodzaju zdrada, że nie wierzę w akceptację, może zwątpienie jest z mojej strony nie na miejscu, ale naprawdę nie ufam społeczeństwu na tyle, by spodziewać się pozytywnej - lub chociaż neutralnej - reakcji na pewne podjęte ostatnio decyzje. Trochę się martwię, z drugiej jednak strony czuję jakąś taką złośliwą, chochliczą satysfakcję, że utrę im nosa ^^. Zresztą, jestem silna. Oko tygrrysa, tak?!
Czekam jeszcze na prezent o jakiejś wartości materialnej >D. Tylko, kurczę, nie mam pomysłu co mogłabym chcieć. To znaczy mam, ale tego jest tyle... w ciągu tego roku wpadłam na dziesiątki genialnych pomysłów, które wraz z mamą wepchnęłyśmy do szuflady "nie mam teraz kasy, na urodziny pomyślimy", że teraz jestem w kropce. Suma wartości wszystkich ewentualnych prezentów, oznaczonych jako "Pierwszej Potrzeby" waha się teraz pewnie pomiędzy dziesięcioma i piętnastoma miesięcznymi pensjami mojej mamy. Aghrg! Trzeba podjąć staranną, przemyślaną decyzję, następna taka okazja będzie za trzy lata :< .
Ten tydzień będzie dla mnie ekstremalnie trudny. Nauka, zadania domowe, żeromalia (na których  naprawdę MUSZĘ się skupić, choćby nawet kosztem nauki), i jeszcze tooo! Ale, jak już mówiłam,

OKO TYGRYSA! 

wtorek, 8 marca 2011

Miałkość, czyli Big Ego Exchange

Dwa bloggowe neokidy wyeliminowane - ZESPÓŁ R ZNOWU BŁYSNĄŁ! Strażnicy moralności nie śpią, strażnicy moralności czuwają!
Wróciłam. Wróciłam, moi drodzy! Ach, jak dobrze widzieć znów te stare zwoje, dobrze znane szare komórki, które zapamiętałam... tak, w mózgu niepozornej blondynki ponownie zagościła Julia Zła, Julia Ignorantka, Julia Niedbająca, Julia Obojętna, Julia Rebeliantka, Julia Wyzwolona! Zmierzam tu do podkreślenia, że wróciła moja zwykła skłonność do chłodu, graniczącego z apatią. Myślę, że ta zmiana jest spowodowana gwałtownym, metafizycznym ciosem w bebechy, który w moim mózgu zarysował się zdaniem "GDZIE JA KURDE MIAŁAM OCZYYY?!". Tak, owszem - po ponownym popełnieniu tego samego błędu i przetrawieniu tych samych konsekwencji, udało mi się wyciągnąć takie same wnioski. Zauważyłam, że, choć zdawałam sobie sprawę z emocjonalnych wodorostów, smerających moje stopy w czasie takich a nie innych zachowań, znajdowałam dla nich milion okoliczności łagodzących. Moment, w którym pałętające się bezwiednie po głowie zdanie "boże, co ja robię, przecież to szaleństwo!" zaczyna ewoluować i wypływa na powierzchnię mózgu w formie słownej maczety, zbliżonej do "IDIOTKO, POPIEPRZYŁO CIĘ DO RESZTY" zawsze sprzyja drobnym załamaniom nerwowym. Tak też było w tym przypadku. Na szczęście wymiana osobowości dokonała się już w pełni, więc obecnie pozostaję poza zasięgiem takich bzdur jak załamanie nerwowe. Oczywiście szczegóły mojego alternatywnego jestestwa zmieniły się od poprzedniego razu, ale poznałam to przede wszystkim po wrogości do innych (np. idioty-rasta-pozera, dla którego esencją reggae jest NDK, albo idiotek-wagarowiczek, które pozbawiły mnie wychowawcy). W tym stadium będę pracować nad charyzmą i wybiórczą obojętnością - chodzi mi tu o pozbycie się nawyku lubienia wszystkich i wszystkiego na siłę (co ja mówię? to samo zniknęło, właśnie w tym leży cały bajer) oraz wyeliminowaniu zainteresowania z uprzejmości. W ogóle wyeliminowaniu niepotrzebnej uprzejmości. I to nie jest tak, że tego chcę, moja psychika tak zadecydowała... kurczę, mam nadzieję że zostanę zrozumiana ._.
Na moralizujące gadki o szyku zdania dziwnym - weny brak, zabawnych metafor niedobór, ekspresyjnych wyrazów frustracji podobnie. Blogowo się staczam, na szczęście w realu popindalam przez las bez majtków, więc co mi tam. Tym pozytywnym akcentem zakończę notkę o moim powrocie na Ciemną Stronę Mocy.