poniedziałek, 29 listopada 2010

Co przechorowałam to moje.

Ach, biedny układzie immunologiczny Julii! Ileż cierpień Cię spotyka... Ale dzięki Twojej niedołężności mogę pozwolić sobie na metodyczne nieróbstwo, mniej lub bardziej owocne. Tym razem udało mi się przechorować okres wtorek - poniedziałek i jestem dumna ze swojej działalności twórczej w tym czasie. Przede wszystkim udało mi się napisać opowiadanie - HUUURAAAA! Co więcej - jestem dumna z tego opowiadania!
Poza tym:

  • Podjęłam wiele ważnych postanowień. Przemyślałam swoją sytuację i wyciągnęłam bardzo optymistyczne wnioski (znowu - tak się dzieje regularnie co jakiś czas, prawda? A potem wpadam w czarną rozpacz).
  • Odkryłam cudowne inspiracje.
  • Obudziłam kreatywność z letniego letargu -opowiadanie, rysunek i, jezu, te pomysły!
  • Na chwilę poddałam się melancholii (ale w pozytywnym znaczeniu) - spadł śnieg i pozwoliłam sobie analizować  wpływ jego obecności na przytulność pomieszczeń, smak herbaty i przytulastość pluszowych miśków. No i oczywiście, jak zwykle przy pierwszym śniegu, zapuściłam pierwsze części Harrego Pottera skupiając się na scenach świątecznych <3. 
  • Pogodziłam się Markiem - mój kochany misiaczek znowu został wyściskany, wycałowany i wyprzutalany, i strasznie kocham tą szmatę pełną pluszu! ;3
  • Oddałam się muzyce - w końcu! Słuchałam tak długo, długo, długo, najpierw chyba trzy razy THEOL, potem dwa razy dwie płyty JP, potem Trencik, potem GAOG, a na koniec chyba z dwadzieścia razy przesłuchałam Metallicową wersję 'You really got me'. Czuję się muzycznie przeżuta, nadtrawiona i wypluta, przemuzyczona do dna - i jest mi z tym cudownie. Brakowało mi tego. 
  • Poczytałam. Troszkę, ale jak na mnie to bardzo dużo. Dobrnęłam do połowy 'Gry w klasy'! ;d
  • Poczytałam fanfiction z Marilynem Mansonem i polecam osobom zainteresowanym opowiadaniami erotycznymi w kategoriach gay, BDSM, rape, violence, group. Nic już nie będzie takie samo... ale i tak mi się podoba! :D
Do tej optymistoczno-pozytywistycznej mojożyciowej sielanki dołącza jeszcze coś. Pudełko <3. Przeprowadzam się :). Nie widziałam jeszcze Pudełka, ale mama mi je opisała i wspólnie doszłyśmy do wniosku, że Pudełko to doskonałe imię dla niego, choć 'speluna' pasowałaby równie dobrze ;d. Mimo wszystko zachowałyśmy resztkę optymizmu. Wiem, że to będzie porażka, ale i tak się cieszę. Uparłam się na oliwkowe ściany, i ja będę miała te oliwkowe ściany! A jak będą oliwkowe ściany, to wszystko będzie dobrze. Na pewno.
Ech, tak, wiem - uciekam za ścianę. Hmmm, może w 'Po końcu' pokazałam siebie pod postacią ludzkości? Coś w tym jest. Trzeba o tym pomyśleć. 

niedziela, 21 listopada 2010

Weekend jest głupi.

Tak, weekend jest głupi i bezużyteczny, podobnie jak wakacje - jedyne czym się zajmuję w dni powszednie, to planowe umiejscawianie w czasie obowiązków i wpychanie ich usilnie do przegródki weekend, zaś jedyne czym się zajmuję w weekend, to nicnierobienie. Najpierw ta chora, złudna nadzieja, że wszystko sobie 'na spokojnie uporządkuję', a potem - nuda -.- Świat jest skrajnie źle zorganizowany, trzeba by go zreorganizować i zmienić zarząd. ;>
Miałam się w ten weekend w końcu wyspać (wspominałam o tym uczuciu ponownych narodzin, etc) - oczywiście, że i to mi nie wyszło. Ach, cholerne tvp! Najpierw leciało Resident Evil. Czaiłam się na ten film od dawna, ze względu na autora soundrack (muszę wymieć nazwisko jedynego człowieka, który może mnie doprowadzić do takiej obsesji na punkcie filmu, przy pomocy czterech utworów :>?). Że film sucksi aż huczy, to pominę, bo nie do tego zmierzam. Potem leciała Piła II. Nie, ja przecież nie lubię horrorów - ale uwaga, w pile dwa też występuje jeden utwór Mansona! Spaczona moralność nie pozwoliła mi tego przegapić. W filmie się zakochałam, zakochałam się w Panu Układance - ale do tego też nie zmierzam. Film się skończył o 2 , a ja do około 4 w nocy przewracałam się z boku na bok robiąc wszystko, by nie zamykać oczu i nie przywoływać tym samym wizji wielkiego dołu wypełnionego strzykawkami pełnymi heroiny, albo maski śmierci z włącznikiem czasowym. To świadczy o tym, że film był naprawdę dobry (podobny stan miałam po Dentyście, przez około 3h widziałam obcięte ludzkie języki - fuj), ale jakoś mnie to nie cieszy.  W tym stresie napisałam sześć smsów, i tylko na jednego otrzymałam bardzo wylewną odpowiedź (cytuję): "."
Ten chłopak ma naprawdę zmysł artystyczny, kocham jego wyszukaną składnię i doskonały dobór słownictwa.
I tak ta kropa mnie uszczęśliwiła xD.
No ale mimo to, jestem niewyspana jak... jak cholera jasna!
e.e (minka symbolizująca wory pod oczami - genialna wprost).
Uwaga, zrobię teraz coś, czego nikt się po mnie spodziewa - znajdę w tej sytuacji dobre strony! Ekhm. Dzięki napastliwej, porównywalnej do Idee Fixe roli "Piły" w moim umyśle, prawie całkiem przestałam zawracać sobie dupę Gale'em i innymi osobnikami jego pokroju! Nawet teraz kiedy o tym myślę, przestaję się tak bulwersować jak zazwyczaj. Myślę, że klinik możemy uznać za zaliczony. I nawet nie jest mi z tym źle, ha!
Wściekam się, bo każdy już widział Pottera, tylko nie ja. Jak zwykle. DUPA ze mnie, a nie fanka. Nikomu takich fanek nie życzę. Muszę jak najszybciej zdobyć kasę i iść na ten film, choćby sama, choćby kosztem nauki na kartkówkę! :<

piątek, 19 listopada 2010

Jakieś takie nic...

Niechęć i smutek powoli przybierają wymiar fizyczny, choć przecież wydaje mi się, że czuję się coraz lepiej. Dobre mam oceny, trzymam wszystko +/- w garści - tak, jak podobno zamierzałam - a jednak znowu nie mogę zwlec się z łóżka, bo czuję jak bębenki uszne wgniatają mi się w mózg, gałki oczne cofają do oczodołów a każdy por skóry jęczy w żałosnym proteście. Ostatnio przez godzinę nie mogłam się podnieść, nie mogłam nawet ruszyć ręką żeby napić się błogosławionej kawy. Czuję się tak, jakbym co rano musiała się od nowa urodzić i naprawdę nie mam to najmniejszej ochoty. W dodatku zdołowały mnie wizje sesji zdjęciowej wywołane przez wczoraj, w czasie kolejnej bezowocnej, dziecinnej, zboczonej i głupiej rozmowy o niczym. Zaczyna mnie to męczyć. Zaczynają mnie męczyć wszyscy, cała święta trójca - bo ja chyba jestem jakaś zboczona i chyba nigdy nie zapominam. Może źródło mojego nienaturalnego przywiązania nie leży (tak jak mi się wcześniej zdawało) w mojej słabości, tylko w jakiejś panice? Sama nie wiem, czy tą słabość można uznać za słabość, jako przeciwieństwo doskonałości, czy tylko potraktować ją jako jedną z przeszkód fizycznych. Eh, wszystkie moje rozmyślania są chore oO. Chciałabym umieć to olać ciepłym moczem i mieć na to permanentny zlew, ale jestem zbyt zmęczona, by nie czuć nic. Reasumując: jakby nie było, zawsze jest źle! Doszliśmy tąż drogą do sedna mojej osobowości, i tak naprawdę to tłumaczy wszystko - rozpaczliwy pesymizm jest we mnie zbyt głęboko zakorzeniony, by dało się go wyplenić. Hmm, zabawne - ten wniosek nawet mnie uspokoił.
"Jestem jak pistolet - niełatwo mnie utrzymać" rzekł Manson, Pozostawiając Bliznę.
Uwielbiam The High End of Low, kupiłam sobie oryginalną płytę i jestem z siebie DUMNA. < 3

środa, 10 listopada 2010

Jakoś tak sobie błądzę...

Do końca życia możesz udawać, że jesteś szczęśliwy z dziewczynami, które serce mają na dłoni, splatanej z twoją dłonią. Możesz wierzyć, że poszukujesz otwartości, naiwnego zaufania i ślepej zależności od siebie nawzajem, ale w głębi duszy dobrze wiesz, co mogłoby cię naprawdę uszczęśliwić. Ty lubisz wiedzieć, że tak naprawdę nie wiesz nic, lubisz podejrzewać. Szalejesz za tą niepewnością. Brakuje ci dziewczyny, która śledziła wzrokiem wiatr, która szukała kształtów pośród plam na drodze. Brakuje ci poczucia, że dłoń, która błądzi po twojej piersi mogła przed chwilą trzymać nóż. Chciałbyś znów nie wiedzieć, trochę się jej bać, gonić ją i uciekać przed nią na przemian. Możesz sobie nie wierzyć. Możesz nie wierzyć mi. Możesz się oszukiwać, nawet całe życie. Zawsze możesz patrzeć na mnie z góry, z tym zimnym i brudnym deszczem w oczach, zawsze możesz przepraszać i żałować. Zawsze możesz płakać. Nie wiem tylko jak to się stało, że nagle przestałeś pojmować moją obojętność. Zapomniałeś już, że patrzę na ciebie przez moje szkliste, zamglone tęczówki, wypatrujące postaci pośród drzew? Zapomniałeś już, że deszcz, nawet jeśli jest deszczem pogardy płynącej z twoich oczu, dla mnie jest pretekstem aby wyjść na dwór i spojrzeć w niebo? Nie pamiętasz, że to, co dla ciebie jest niższe, ja potrafię podnieść? Ta różnica między naszym postrzeganiem, wzięła się stąd, że żyjemy w innym wymiarze. Ty żyjesz w świecie realistów. Twoja pogarda nigdy nie dostanie się do wymiaru nierzeczywistych szeptów i spojrzeń, do którego chciałam cię ze sobą zabrać. Ta różnica między naszym postrzeganiem wzięła się stąd, że oboje jesteśmy przekonani o pomyłce drugiego...

.................................................................................................
Nie, to jest dedykowane nikomu, to po prostu naszła mnie chęć napisania opowiadania, a to miał być wstęp. Pamiętnik głównej bohaterki, konkretnie. Ale opowiadania nie będzie, bo nie czuję się na siłach. Aczkolwiek, może, kiedyś... A wrzucam tu, a nie na republikę, ponieważ to jest skrawek, który doskonale uwiecznia moje dzisiejsze podejście do... wszystkiego, właściwie. 

poniedziałek, 8 listopada 2010

Blogowy powrót

I tak oto moje wspomnienia z tego roku, do tej pory rozrzucone po wszystkich serwisach blogowych świata, zebrane zostały w jedno miejsce. I tutaj zostać planuję na dłużej.
Czy uda mi się powrócić do czasów tak barwnych notek jak pół roku temu - tego nie wiem, ale za to kciuki trzymam. Przyznam, że wgłębiając się w treść swoich wspomnień niezmiennie się uśmiecham i nie mogę wyjść z podziwu dla niektórych swoich pomysłów i twierdzeń. Oby udało mi się takie cuda wyprawiać znowu.