KHHM,
KHHM.
TU BYŁO MOJE PODSUMOWANIE ROKU 2011, ALE KIEDY RYŚKA I MAĆ OPUBLIKOWAŁY SWOJE PODSUMOWANIA NA SWOICH BLOGASKACH STWIERDZIŁAM, ŻE JEST ZBYT DUŻE RYZYKO PORÓWNYWANIA NAS. DLATEGO JE USUNĘŁAM W CHOLERĘ :)
POZDRAWIAM
sobota, 31 grudnia 2011
Podsumowanie roku
Autor:
Julia
o
05:33
2
komentarze
Etykiety: podsumowanie, pokemon go go
sobota, 17 grudnia 2011
Kolejny dzień z mojego ekscytującego życia
Autor:
Julia
o
08:46
2
komentarze
Etykiety: bałagan, bełkot, samotność, sprzątanie, święta
środa, 14 grudnia 2011
Pretty Hate Machine
piątek, 25 listopada 2011
Wspomnień słodki czar
środa, 2 listopada 2011
Pyk. Pyk. Pyk.
Ogarnia poczucie miałkości i bezsensu. Przekonanie, że wszystko, co robię, jest wtórne, pozbawione wartości, bezcelowe. Nie mam nowych pomysłów, nie robię postępów na żadnym polu. Nie jestem już w stanie wyobrazić sobie jakiejkolwiek przyszłości dla siebie, nawet bliskiej. Nie mam siły zastanawiać się nad czymkolwiek. Moje sny stały się nudne i przewidywalne. Łatwo mi zaimponować, szybko się zachwycam, a z drugiej strony łatwo mnie też rozdrażnić i stłamsić. Bronię się, popadając w zgorzkniałe krytykanctwo. Moje marzenia ograniczają się do niesprecyzowanych idei, a jednocześnie są tak banalne, że sama nie mam ochoty się w nich zagłębiać. Nie mam ochoty szukać dziwacznych czy dowcipnych metafor dla mojego stanu ducha. Nie chce mi się tworzyć barwnych, pełnych emocji, dramatycznych opisów rozpaczy. Nawet nad formą tego co piszę nie zastanawiam się w ogóle... nad treścią zresztą też. Singiel Mansona miał być w Halloween, a nie ma, a ja nie mam siły się oburzyć. Nie chce mi się walczyć o uwagę Kropka, który ostatnio gwałtownie zmienił stosunek do mnie.
Starość.
Albo ta pieprzona grypa.
Autor:
Julia
o
09:10
0
komentarze
sobota, 22 października 2011
MINDFUCK
Autor:
Julia
o
09:24
0
komentarze
Etykiety: biologia, filozofia, fizyka kwantowa, kropka, mindfuck
czwartek, 6 października 2011
mówię "żyj i pozwól umrzeć".
Właściwie nie wiem po co tu cokolwiek piszę, może to w celu realizowania tego dzielnego planu kształcenia swoich myśli, wyrażania ich jak najdokładniej, ale to przecież śmieszny plan, bo nic nie jest takie, na jakie wygląda.
Pozwalam ludziom na zbyt wiele. I żałuję. I nie chcę już nigdy nikomu na nic pozwalać, zostawcie mnie, po prostu mnie zostawcie, pozwólcie mi śpiewać moją cichą piosenkę na dziewięć czwartych w tonacji C. Pozwólcie mi głowić się nad politycznymi niuansami w wiedźminie, pozwólcie mi kontemplować linię perkusji w utworach Guns'N Roses, pozwólcie mi fantazjować o cyberseksie po walijsku. Proszę. Czy proszę o wiele?
Tylko o różowego króliczka, tylko tyle...
Autor:
Julia
o
13:21
6
komentarze
Etykiety: badassostwo, bełkot, niezrozumienie, samotność, siła, słabość, sukinsyństwo, symbole, szaleństwo
niedziela, 2 października 2011
Miłość
Autor:
Julia
o
03:58
0
komentarze
Etykiety: Marilyn Manson, miłość, muzyka
piątek, 30 września 2011
Metoda naukowa
Autor:
Julia
o
07:12
2
komentarze
Etykiety: chora, doświadczenie, eksperyment, hipoteza, lekarz, masochizm, metoda naukowa
piątek, 23 września 2011
Help, I need somebody!
Mam ochotę na coś przeszywająco smutnego, coś, co wydusi ze mnie niechciane łzy. Może to zmęczenie, może skutek dłuższego spadku nastroju. Może przesilenie jesienne. Cholera wie.
Mam ochotę zapomnieć się w emocji - o to tak naprawdę chodzi, od początku do końca. Czy to się stanie za sprawą muzyki, książki, filmu, zdjęcia, snu czy drugiego człowieka - nieważne. Czy to będzie szczęście, smutek, radość, ekstaza, miłość, namiętność, rozpacz, ciekawość, frustracja - też nieważne. Ważne tylko, żeby było coś zamiast wszechogarniającego niczego. Tylko chciałabym móc przestać szukać tego na siłę. Chciałabym w ogóle przestać tego szukać, bo to zatracenie potrafi się pojawić wyłącznie samoistnie, a ja samym faktem odczuwania potrzeby pozbawiam się możliwości jej zaspokojenia. To tak jak z kredytem - dostaniesz tylko wtedy, gdy nie potrzebujesz.
Na jakąś bardzo smutną płytę mam teraz ochotę tak, jak jak kobieta w ciąży ma ochotę na ogórki z lodami. Po prostu KCĘ i DAJ! Nic mi się nie podoba, nie chce mi się nic ściągać.
Ech, gdzie się podziała moja sławetna inteligencja werbalna, którą się tak szczycę? Tak, widzę jak z moich zdań uchodzi wszelka ekspresja, jak z postu na post są coraz mniej porywające. Widzę jak moje zdania dorastają.
Może to wypalenie zawodowe? Ostatnio w trudnych sprawach była dziewięciolatka z zespołem wypalenia zawodowego. Może i ja to mam? Albo może brak witamin?
A może...
starość?
Fejsbók głosicielem złej nowiny.
Autor:
Julia
o
10:37
0
komentarze
Etykiety: ale ja kcę, muzyka, samotność, smutek, starość
sobota, 10 września 2011
Ależ mi ulżyło kiedy post ów nijaki w miejscu umieścłam publicznym
Autor:
Julia
o
14:32
0
komentarze
Etykiety: bezsens, biblioteka, Born Villain, filozofia, Marilyn Manson, miłość, nauka, nic, nin, polityka, radość, szkoła, uzależnienie, wodolejstwo, zły odlot
niedziela, 28 sierpnia 2011
Zaprawdę natchniony post
Autor:
Julia
o
06:36
2
komentarze
Etykiety: babcia, debilny język rodem z pamiętnika ani z zielonego wzgórza, fejsbók, kablówka, Marilyn Manson, marzenia, nuda, oczekiwanie, rycerze, tęsknota, the fragile, trent reznor, wakacje, wiedźmin
wtorek, 9 sierpnia 2011
Rotacja obcych dusz we mnie
- Niespodziewany (SAMOWOLNY!) odzew Pr0boszcza LOL o.O a później pisanie z nim smsów do 3 w nocy, jak za starych dobrych lat;
- Nowe zwierzątko futerkowe w kolekcji jednego z moich ulubionych sukinsynów, zdobyte nie bez mojej pomocy, wynikającej z naiwności x.x - ciągle jeszcze zbieram swoje szczątki z podłogi, ale jestem niesamowicie DUMNA z tego, jak dobrze udaję. W dzień udaję bardzo dobrze... ;
- DUŻO informatyczno-egzystencjalnych, psiapsiółskich dyskusji do późna i przy okazji nawrócenie jednego niewiernego na jedynie słuszną religię Pottera;
- Rozpoczęcie nauki języka hiszpańskiego na podstawie wybitnych dzieł hiszpańskiej sztuki muzycznej (la Bamba, Macarena);
- Słuchanie hiszpańskiego rocka Fuck Yeah;
- Odblokowanie czasopożeraczy (oo, shame on me ._.)
- Przeczytanie Zewu Cthulhu i rozpoczęcie Wiedźmina (w końcu - dzięki niezastąpionej Magdalence, a jakże);
- Noszenie kredy w paczce po mentolowych malboro (i przy okazji przyprawianie staruszek o epilepsję :D);
- Podbijanie mojego pięknego miasta w naprawdę różnorakim towarzystwie - dużo zaufania, dużo śmiechu, dużo otwartości i dużo obcych dusz wpuszczonych do mnie (i, co ciekawe, nie żałuję tego);
- Kilka nocnych spacerów :) ;
- Nowe słuchawki i odnalezienie starych, uznanych oficjalnie za zaginione (o.O);
- Zakochanie w indiańskiej urodzie;
- Narysowanie najwierniejszego portretu Cthulhu jaki kiedykolwiek powstał;
- Puszczanie baniek na placu ratuszowym, gra w scrable i macanie nagich, umięśnionych samców w hurtowni zabawek;
- Wysnucie wielu planów na kolejne tygodnie.
Ale to już ogromny postęp!
Wszystkich, o których wspomniano w tej notce gorąco pozdrawiam i przesyłam im mnóstwo, mnóstwo mojej prawdziwej, szczerej, hipisowskiej miłości :).
Autor:
Julia
o
15:43
0
komentarze
Etykiety: bębny, drzewo, festiwal, klauni, najcieplejsze miejsce na ziemi, namiot, nocne spacery, pkp, pociąg, przygoda, przyjaciele; teatry uliczne, radość, reggae, teatr, wakacje, wodzisław śląski
niedziela, 24 lipca 2011
Jak być rozpaczliwie nieszczęśliwym?
To chyba jeszcze łatwiejsze niż bycie szczęśliwym.
1. Niech ostatni mężczyzna przed 40, którego kochasz, skończy magiczne 40 lat i oficjalnie stanie się starym dziadem.
2. Niech fanpage Twojego przyszłego męża umrze śmiercią naturalną tak, żebyś nie miała pojęcia co się z nim dzieje.
3. Idź ostatni raz w życiu do kina na Harrego Pottera, obejrzyj młodego, pięknego, cierpiącego Snape'a i zdaj sobie sprawę, że ten rozdział w Twoim życiu się kończy, a Ty nic na to nie poradzisz.
4. Zapragnij czegoś, czego nie możesz mieć, np przeniesienia się w czasie o dowolną liczbę lat wstecz. Ważne, żeby pragnąć tego bardzo, bardzo mocno.
5. Odkryj że wszystkie sprzęty elektroniczne w Twoim domu już nie działają, albo że je zepsułaś. Chciej żeby działały bardzo mocno.
6. Zepsuj słuchawki i nie miej jak słuchać muzyki.
7. Dowiedz się, że facet którego kochasz MA SYNA, o którym nic nie wiedziałaś. Zdaj sobie sprawę, że historia zawsze będzie zataczać krąg, utalentowani muzycy albo będą umierać w wieku 27, albo kończyć karierę na rzecz spokojnego życia rodzinnego z jakąś Azjatycką, cycatą SUKĄ. Znienawidź go. Chciej umrzeć. Chciej żeby on umarł. Znienawidź jego dziecko. Chciej żeby jego żona umarła. Znienawidź siebie za to że śmiesz nienawidzić jego plemnik. Zacznij się kiwać w przód i w tył. Znienawidź Wszechświat.
8. Poddaj się. Zrozum że Wszechświat jest silniejszy od ciebie i jeśli będzie chciał cię zniszczyć - zrobi to. Poddaj się, zanim ześle zarazę potomstwa na innych uwielbianych przez ciebie muzyków. Przestań chcieć go podbić, zamiast tego chciej umrzeć.
9. Włącz najsmutniejszą płytę jaką tylko masz.
10. Zdaj sobie sprawę, że ta płyta jest za wesoła.
11. Zrób listę odtwarzania z najbardziej rzewnymi piosenkami jakie tylko masz i słuchaj jej na całą głośność przez zepsute słuchawki, kiwając się w przód i w tył.
12. Bądź zbyt zrozpaczona żeby popełnić samobójstwo.
13. Pokłóć się z kimś.
14. Zgub wątek i zapomnij co chciałaś napisać.
15. Chciej żeby przykładny, czterdziestoletni mąż i ojciec znowu był małym chłopcem ze skośną grzywką, nagrywającym w tajemnicy swoją pierwszą płytę, na której, przy akompaniamencie keyboardu śpiewa "ukradłaś moją czystość".
16. Zdaj sobie sprawę, że to niemożliwe.
17. Zdaj sobie sprawę, że wszystko czego bardzo, BARDZO chcesz, czego chcesz tak bardzo, że oddałabyś za to wszystko co masz, jest fizycznie NIEMOŻLIWE.
18. Powtarzaj kroki 8-18 aż w końcu umrzesz z rozpaczy.
Autor:
Julia
o
08:26
0
komentarze
Etykiety: depresja, dół, muzyka, nieszczęście, nine inch nails, płacz, rozpacz, smutek, śmierć, trent reznor, załamanie
wtorek, 19 lipca 2011
Jak być szczęśliwym?
To bardzo proste.
1. Wyśpij się (ale nie wstawaj później, niż o 12).
2. Otwórz okno i koniecznie usłysz cykanie świerszczy i świergotanie ptasząt.
3. Struptaj na bosaka na do kuchni - rozkoszuj się przy tym dźwiękiem stóp na drewnianej podłodze, a po przejściu na kafelki stawaj tylko na tych czarnych.
4. Włącz pierwszy lub trzeci program polskiego radia i zabierz się za parzenie kawy. Koniecznie przy otwartym oknie, żeby głos prezentera mieszał się ze wspomnianymi świerszczami.
5. Zjedz na śniadanie jajko w dowolnej postaci lub tosta z ziołami.
6. Pobiegnij na dwór powyjadać poziomki i truskawki.
7. Zagraj na gitarze.
8. Przebierz się z piżamy, najlepiej w różowy dres i włochaty sweter.
9. Pobiegnij znowu na dwór i nazbieraj ziół (nie opuszczając swojego podwórka).
10. Przy okazji pozjadaj agrest i maliny.
11. Pobiegnij na strych, zbierz ususzone już zioła i w ich miejsce powieś świeżo zebrane. Następne ususzone podziel, powkładaj do papierowych woreczków i opatrz etykietkami, a w specjalnym zeszycie zapisz właściwości i zastosowanie każdego z nich.
12. Ukrój sobie strudla, posmaruj go masłem i nastaw wodę na herbatę.
13. Zdaj sobie sprawę, że masz do wyboru całą szafkę różnego rodzaju herbat i wpadnij w niesamowity zachwyt. Zaparz jedną, wybraną na chybił-trafił.
14. Zabierz się z zapasami do swojego pokoju, włącz Red Hot Chili Peppers i poczytaj swoje ulubione rozdziały z Harrego Pottera.
15. Zjedz pyszny obiad z dużą ilością zieleniny i popij go jogurtem.
Well done! Już jesteś szczęśliwy! Enjoy :)
Autor:
Julia
o
09:11
6
komentarze
Etykiety: dom, jajka, obiad, Red Hot Chili Peppers, spokój, szczęście, świerszcze, wakacje, wieś
niedziela, 3 lipca 2011
Prawa Dżugli
To, że coś nie zadziałało za pierwszym razem, nie oznacza wcale, że za piątym też nie zadziała.
Żelazne Prawo Dżungli Nr 7:
Prąd nie jest niezbędny do życia, naprawdę.
Żelazne Prawo Dżungli Nr 8:
Noszenie kurtki w środku lata w domu, w którym pali się w piecu, nie jest przejawem szaleństwa, tylko zdrowego rozsądku.
Żelazne Prawo Dżungli Nr 9:
Czas nie ma objętości, a co za tym idzie jest go nieskończenie wiele, a to z kolei oznacza, że nie można go zmarnować. Fizycznie niewykonalne.
Żelazne Prawo Dżungli Nr 10:
Śniadanie o 14 wcale nie smakuje gorzej niż o 10 nad ranem.
Żelazne Prawo Dżungli Nr 11:
Jeżeli nie ma mąki, można ją pożyczyć od Sołtysa. W końcu to on odpowiada za komfort życia mieszkańców jego wsi.
Żelazne Prawo Dżungli Nr 12:
Idąc trawnikiem NIGDY nie patrz w dół (zwłaszcza jeśli trawnik sięga Ci do pępka).
Żelazne Prawo Dżungli Nr 13:
Koniczyna ma prawo mieć taki rozmiar, jaki jej się zamarzy, a Tobie nic do tego.
Żelazne Prawo Dżungli Nr 15:
Przepisy kulinarne są dla łajz i frajerów.
Żelazne Prawo Dżungli Nr 16:
Zapach kurzu to bardzo ładny zapach, i tylko dureń śmie to kwestionować.
Żelazne Prawo Dżungli Nr 17:
Rozwiązywanie Sudoku zamiast sprzątania biurka NIE JEST prokrastynacją, świadczy po prostu o stawianiu wartości umysłu ponad estetyką otoczenia. To nic złego.
Żelazne Prawo Dżungli Nr 18:
Przedłużacze i rozgałęźniki naprawdę nie są potrzebne w domu, w którym dostawy energii przerywane są średnio co trzy godziny.
Żelazne Prawo Dżungli Nr 19:
Fakt że sezon owocowania jakiejś rośliny minął nie oznacza, że tych owoców tu nie ma. Za to fakt, że jest w pełni, nie oznacza, że są.
Żelazne Prawo Dżungli Nr 20:
Człowiek, który przez cały czas nosi przy sobie telefon jest tchórzem i nigdy nie pozna smaku prawdziwego ryzyka.
Cóż jeszcze mogę dodać? Że nie ma lepszego zapachu, niż zapach starego drewna, kurzu i dymu. Że nie istnieje bardziej magiczna czynność niż opieranie gitary o stertę książek (złożonej głównie z tomów Harrego Pottera) tylko po to, żeby zapalić świeczkę i móc przepisać do śpiewnika tekst piosenki beatlesów. I że pieczenie ciastek jest swego rodzaju rytuałem, który, pielęgnowany przez całe pokolenia, traci dziś trochę na znaczeniu.
Planuję doprowadzić mój pokój do stanu używalności, co prostym nie będzie... ale lubię wyzwania ;>. Czegoś mi trochę brakuje, bo nie ma cytryny w domu, wyobrażacie sobie - dom bez cytryny?! I muszę pić herbatę bez cytryny, a czytanie Harrego Pottera BEZ herbaty z cytryną traci cały swój czar... No ale pozostają jeszcze mocno improwizowane ciasteczka owsiane i mleko. Jeszcze muszę ocucić do życia Play Station i ten stary komputer. I, oczywiście, iść na strych. I wygrzebać piec, żeby w końcu usłyszeć elektryczną część mojej akustyczno-elektrycznej gitary. No i napisać wpis do pamiętniczka przy świeczce, ale na to poczekam do następnej awarii prądu.
W związku z tak przytłaczającą liczbą obowiązków post ten zostawiam w formie widocznej, ubogi bo ubogi, ale za to pełen miłości <3.
Autor:
Julia
o
11:57
3
komentarze
Etykiety: bałagan, cytryna, dom, drewno, dzieciństwo, dżungla, harry potter, herbata z cytryną, kurz, miłość, pająki, prawa dżungli, radość, spokój, szczęście, the beatles, wspomnienia
sobota, 25 czerwca 2011
Ludzie Smutni
Autor:
Julia
o
03:01
0
komentarze
Etykiety: hipokryzja, idioci, ludzie smutni, oszuści
piątek, 10 czerwca 2011
Spłynął na mnie blask
Autor:
Julia
o
13:21
0
komentarze
Etykiety: Beethoven, bluescreen, czerwony pasek, Dla Elizy, dobra passa, gitara, optymizm, radość, szczęście, wakacje, wycieczka szkolna
piątek, 3 czerwca 2011
Odliczanie
Autor:
Julia
o
11:37
0
komentarze
Etykiety: koniec roku, odliczanie, optymizm, plany, wakacje, złośliwość
wtorek, 24 maja 2011
Maju, cóż zobaczymy dziś?
wakacyjnymi uważam za uroczyście rozpoczęty!
Ach, nie byłabym sobą gdybym nie napisała tutaj słówka czy dwóch o jedynym inicjatorze mojej miłości o podtekście erotycznym. Nowa strona Marilyn'a Manson'a została właśnie otwarta, co dla nas, fanów, oznacza tylko jedno: promocja płyty rusza!! 26 sekund nowego teledysku uszczęśliwiło mnie na tyle, że okrzyki radości wydało mi się adekwatne, by to okazać. Co z tego, że prawie nic nie słychać? Zaskoczyła mnie obecność kolorów w nowym logo, ale szybko przetrawiłam ten fakt i postanowiłam przenieść koncepcję na swój ubiór, zeszyty, telefon, komputer, może i blog. Mam też silne postanowienie, że tego pięknego, wrześniowego popołudnia, kiedy płyta promowana przez singiel "I am among no one" zostanie wydana, pobiegnę do empiku w podskokach i kupię ją, kosztem jedzenia na kolejny tydzień.
Miłość, miłość, miłość - nic się na to nie poradzi!
Autor:
Julia
o
09:44
0
komentarze
Etykiety: I am Among No One, książka, maj, Marilyn Manson, miłość, optymizm, plany, Płyta, uśmiech, wakacje, wolność, znajomi
środa, 11 maja 2011
Filozoficznie...
Dużo ostatnio myślę.
Ciekawe jak się nazywa ten nurt filozoficzny?
Autor:
Julia
o
09:02
1 komentarze
Etykiety: filozofia, obojętność, przemyślenia
piątek, 6 maja 2011
Planeta Małp
W środę wraz z moją dzielną towarzyszką o wdzięcznym imieniu Julia udałam się na wyprawę do miejsca, które większość zna tylko z legend. Lokalne gniazdo pokemonów, Planeta Małp, znana też jako Gimnazjum nr 1 im. Tadeusza Kościuszki w Jeleniej Górze - to właśnie miejsce stało się naszym celem. Takiej misji mógł podjąć się tylko głupiec lub człowiek szalenie odważny. Do której z tych grup się zaliczamy? Ja na pewno do drugiej... ale nie o tym chciałam mówić. Pragnę tylko zdać suwerenną relację z tej przygody, opisując obiektywnie i możliwie dokładnie to owiane tajemnicą miejsce.
Ludowe podania, przekazywane z ust do ust wśród co bardziej rozmarzonych Żeromian, nie były przesadzone. Legendy okazały się być prawdziwe. Gdy tylko przekroczyłyśmy te mury stało się jasnym, że nie będzie łatwo. Zbłąkany nazgul w szarym uniformie natychmiast dał znać, że impertynencko przekroczyłyśmy jego teren. Postanowiłam podwoić swój kamuflaż, związałam włosy i zdjęłam swoją skórę. Niestety nadal drastycznie wyróżniałam się z tłumu wymalowaną na twarzy inteligencją, ale to musiało wystarczyć. Gdy rozbrzmiał dzwonek, ja i Julia przepełzłyśmy przez przedsionek piekieł do wejścia. Przywitał nas nasz wtyk po 'tej stronie', towarzyszył mu zaś średnich rozmiarów ogr. Razem z naszym przewodnikiem (który wyrzekł się edukacji, by poznać dogłębnie te przesiąknięte smrodem siarki i ognia tereny) wspięłyśmy się do najwyższej komnaty w najwyższej wierzy. W kącie przystanęła ma dawna znajoma, Magda, wpatrując się w nas podejrzliwym wzrokiem. Pomachałam jej, ale w języku Pokemonów to chyba musi być znak ostrzegawczy, bo wyszczerzyła tylko groźnie zęby w moją stronę. Wiedziałam jednak, że pod tymi zaszczutymi stworzeniami, które oblepiały mnie wzrokiem na każdym kroku, kryją się ludzie. Widywałam niektóre z tych dziewcząt dwa lata wcześniej - przywykły do eksponowania swojej seksualności. Teraz kazano im schować całą kobiecość pod bezkształtnymi, granatowymi koszulkami (LOOOOOOOOOOL, NIE MOGĘ Z TYCH ICH MUNDURKÓW XDDDDD). Podczas gdy moja towarzyszka próbowała nawiązać werbalny kontakt z tymi istotami, ja cały czas pilnie unikałam Gestapowców, którzy pewnym, sztywnym krokiem maszerowali po korytarzach, zamiast pał dzierżąc w rękach długopisy i podkładki do notowania, z wzrokiem wyczulonym na łamanie Konstytucji Planety Małp - a zamiast krwi, żywili się strachem. Jakby tego było mało, po niższych piętrach z zadowoleniem przechadzał się dwuosobowy Słoneczny Patrol w maskujących kamizelkach (odblaskowych). Na tym etapie na szczęście udało mi się umknąć ich uwadze. Postanowiłyśmy udać się na mały spacer i zobaczyć, jak nasi dawni przyjaciele znoszą to miejsce. Po drodze spotkał nas kolejny atak. Najpierw niewinne "CZEŚĆ!", wrzaśnięte mi w twarz przez nieznajomą istotę, które zignorowałam - a to był błąd. Zignorowałam ostrzeżenie o ataku, który później prawdopodobnie zadecydował o finale naszej misji. Skierowałyśmy swoje kroki do podziemia, lecz ta istota udała się za nami w szalony pościg. JULIAAAA, JUUUULIA! - krzyczała, nie wiem czy do mnie, czy do mojej towarzyszki. Machała przy tym kolczykami. Podeszła do nas. Nie widziałam jej twarzy, była przykryta maską wykonaną z dziwnej substancji - prawdopodobnie zaprawy murarskiej - tylko dwa kolczyki połyskiwały w jej nozdrzach (pomyślałam, że zapewne służą władzom do wymuszania posłuszeństwa). Zaczęła zadawać pytania, w jej oczach widziałam błysk obłąkanej ciekawości, a może i nadziei, zdziwienia, radości z kontaktu z jakimś innym (może lepszym?) światem... "Jesteście z Żeroma?" Wszystkie alarmy w mojej głowie rozdzwoniły się jak na komendę, chciałam podjąć ofensywę i dokonać agresywnego natarcia (wszak już starożytni Chińczycy wiedzieli, że najlepszą obroną jest atak), ale wtedy, zgodnie z zawartą wcześniej umową o dyplomacji, odezwała się ta pacyfistyczna Julia. Musiałam się z tym pogodzić, w końcu to ona z naszej dwójki była lepszym negocjatorem. Potwierdziła więc to, o co podejrzewał nas Pokemon, ale na tym się nie skończyło. Padło kolejne pytanie: "Z której jesteście klasy?" Odparła, że z trzeciej, zawyżając nieco mój wiek. "Aha a jesteście..." urwała w pół zdania, ślepska wypełniły się chorobliwą mieszanką zaskoczenia i szaleństwa, po czym wykrzyknęła, wskazując na mnie tłustym palcem: "OOONA MA DREEEDYYYYY!" Wykrzykiwała to zdanie jeszcze kilkukrotnie, zwracając na nas uwagę istot brykających wokoło. Musiałyśmy się szybko ewakuować, a jedyną drogą ucieczki, była droga do Podziemia. Kiedy się tam znalazłyśmy, oczom naszym ukazała się plątanina korytarzy - Bóg jeden wie, jakie eksperymenty biologiczne prowadzono na końcu każdego z nich? Nieugięta Julia podeszła nawiązać dyplomatyczne stosunki z kolejnym człowiekiem, zesłanym do tego lodowatego pipidowa. Tutaj ponownie zostałyśmy zaatakowane, tym razem - przez samca. "Wy z żeroma?" zapytał wręcz napastliwie, a ja wiedziałam, że jego intencje nie są najlepsze. Mimo to grzecznie potwierdziłam, pozwoliwszy Julii kontynuować rozmowę. "A u Was wszyscy noszą okulary?" Mając na uwadze zasady BHP, zignorowałam tę impertynencję. Samiec złapał swoją towarzyszkę (rozmówczynię Julii) za ramię i przyciągnął gwałtownie do siebie ze słowami "Marika, uważaj, bo jeszcze Cię czymś zarażą". Widać uczulenie na wiedzę jest w tym miejscu częstą przypadłością. Zapytałam tej biednej dziewczyny, czy uważa, że możliwym jest, byśmy zostały porwane do ich tajemnych Piwnic w celu zostania zmutowanymi. "Wy w Żeromie jesteście tak zmutowani, że już bardziej się nie da". Szerząc hippisowskie podejście do świata, oddaliłyśmy się w głąb jednego z korytarzy. Nie była to dobra decyzja. Trafiłyśmy na rzędy szafek o nieznanej zawartości. Ewakuowałyśmy się tak szybko, jak było to możliwe. Jednak kiedy wyszłyśmy już w rejony, do których dociera światło dzienne, spotkał nas kolejny problem - GDZIE JEST WYJŚCIE? Wykonałyśmy telefon do przyjaciela, ten jednak nie potrafił nam pomóc. Na szczęście przydatna okazała się podpowiedź publiczności - konkretnie Chłopca-Ogra, który z trochę buńczuczną miną wskazał nam palcem wrota, mówiąc "Wyjście jest tam". Wtedy pojawiła się nasza przyjaciółka - odetchnęłyśmy z ulgą. Udało mi się wypatrzyć w tłumie mojego dawnego druha - jakże byłam uradowana! Podeszłam do niego, swoim zwyczajem bardzo blisko i powiedziałam wprost do ucha przyjazne "cześć". Podskoczył, spojrzał na mnie, uśmiechnął się, odpowiedział, po czym prawie natychmiast odwrócił się do mnie tyłem. Cóż, przynajmniej się przywitał. Wróciłam do Julii, która wciąż praktykowała dyplomację, ale wtedy Chłopiec-Ogr zaczął dawać wyraźne oznaki swojej dominacji nad naszym wtykiem. To nam się nie spodobało, o czym Julia go poinformowała. Nagle i on zauważył moją fryzurę i, chyba nią urażony, odszedł. Kiedy był już daleko, Julia skomentowała dość obcesowo jego sposób bycia: "co za kolo, ktoś go w ogóle lubi?". Wybuchnęłam beztroskim śmiechem - zbyt beztroskim, nie wiedziałam bowiem, że za naszymi plecami oddział gestapowców zbiera siły. Wykryli nas i natychmiastowo złączyli się w ciasną grupę. Na jej czele stał mops, sięgający mi może do ramienia, ale za to szerszy ode mnie circa 3 razy. "Przepraszam bardzo, ale tu jest teren szkoły i proszę stąd wyjść!" Wciąż śmiejąc się, aby nie okazywać wrogowi ani szacunku, ani zalęknienia, podeszłam do drzwi. Usłyszałam jeszcze jak mops woła do zaczajonego w przedsionku wuefisty: "Panie Wojtku, intruzi!". Pan Wojtek wyglądał na zdolnego do dokonania na nas aktu przemocy fizycznej, więc przyspieszyłam kroku. Julia zaś zaczęła po prostu uciekać. W zdenerwowaniu wpadła na drzwi. Na szczęście udało nam się opuścić to miejsce w jednym kawałku.
Niechaj tekst ten, napisany sumiennie i dokładnie, posłuży przyszłym pokoleniom by zaspokoić ich ciekawość i przestrzec przed wycieczką do tego straszliwego miejsca, a jeśli tego nie uda mu się dokonać - niechaj chociaż będzie im przewodnikiem.
Autor:
Julia
o
09:24
0
komentarze
Etykiety: gimnazjum, jedynka, niebezpieczeństwo, podróż, przygoda, ucieczka, walka, wiocha, zdobywanie
piątek, 22 kwietnia 2011
Głowa Julii od Kuchni
2) Tak mnie jakoś naszło... Dzięki Bowiemu.
poniedziałek, 18 kwietnia 2011
przyjemny powiew wiosny
Autor:
Julia
o
11:00
0
komentarze
Etykiety: hormony, nuda, obojętność, poszukiwania, przemyślenia, pustka, wahania nastrojów, walka, Wiosna, wyzwanie
poniedziałek, 11 kwietnia 2011
HEJWI METAL SUKO
OOOOOOOOOOOOH, CHIUHUAHUA!"
Bamba, BAMBA! Bamba, BAMBA!
Bamba Bamba. BAM!"
Darle a tu cuerpo a le gria a Macarena.
Put me up,take my heart
And make me happy!
Ayyayaya, COCO JAMBO, ayyayai!"
ASEDEHE
"aserejé ja deje.
Dejebe tu dejebe
deseri iowa a mavy
an de bugui an de güidibid.
ASEREJE!"
PAMPERAP
"Don't you know, pump it up!
You got to pump it up!
Don't you know, pump it up!
You got to PUMP IT UP!"
Autor:
Julia
o
14:30
0
komentarze
Etykiety: Beethoven, David Bowie, Dla Elizy, filozofia, gitara, Marilyn Manson, muzyka, nuda, Płyta, trent reznor
środa, 23 marca 2011
Co Julię denerwuje? Part II
Autor:
Julia
o
08:46
3
komentarze
Etykiety: hipokryzja, idioci, o Julii, pozerstwo, złość, złośliwość
sobota, 12 marca 2011
Wejście Smoczycy
Omg, za dwa tygodnie kończę piętnaście lat! Prezent już dostałam - taki, jak sobie wymarzyłam: bardziej związany z duchową zmianą, symboliczny, nastrajający mnie na podbój wszechświata. Na taką okrągłą rocznicę nie można sobie wymarzyć nic lepszego (chyba że miałabym do dyspozycji roczne zarobki obojga rodziców, ale nie mam, więc oceniam sytuację realistycznie). Piszę trochę szyfrem, ale to po to, żeby zbudować napięcie :D. Wracając do prezentu - muszę wchłonąć maksymalną możliwą dawkę pozytywnej energii i przygotować się na poniedziałkowy lincz. Może to z mojej strony swego rodzaju zdrada, że nie wierzę w akceptację, może zwątpienie jest z mojej strony nie na miejscu, ale naprawdę nie ufam społeczeństwu na tyle, by spodziewać się pozytywnej - lub chociaż neutralnej - reakcji na pewne podjęte ostatnio decyzje. Trochę się martwię, z drugiej jednak strony czuję jakąś taką złośliwą, chochliczą satysfakcję, że utrę im nosa ^^. Zresztą, jestem silna. Oko tygrrysa, tak?!
Czekam jeszcze na prezent o jakiejś wartości materialnej >D. Tylko, kurczę, nie mam pomysłu co mogłabym chcieć. To znaczy mam, ale tego jest tyle... w ciągu tego roku wpadłam na dziesiątki genialnych pomysłów, które wraz z mamą wepchnęłyśmy do szuflady "nie mam teraz kasy, na urodziny pomyślimy", że teraz jestem w kropce. Suma wartości wszystkich ewentualnych prezentów, oznaczonych jako "Pierwszej Potrzeby" waha się teraz pewnie pomiędzy dziesięcioma i piętnastoma miesięcznymi pensjami mojej mamy. Aghrg! Trzeba podjąć staranną, przemyślaną decyzję, następna taka okazja będzie za trzy lata :< .
Ten tydzień będzie dla mnie ekstremalnie trudny. Nauka, zadania domowe, żeromalia (na których naprawdę MUSZĘ się skupić, choćby nawet kosztem nauki), i jeszcze tooo! Ale, jak już mówiłam,
Autor:
Julia
o
01:28
0
komentarze
Etykiety: 15, napięcie, nauka, oko tygrysa, pewność siebie, prezent, szkoła, urodziny, żeromalia
wtorek, 8 marca 2011
Miałkość, czyli Big Ego Exchange
Dwa bloggowe neokidy wyeliminowane - ZESPÓŁ R ZNOWU BŁYSNĄŁ! Strażnicy moralności nie śpią, strażnicy moralności czuwają!
Wróciłam. Wróciłam, moi drodzy! Ach, jak dobrze widzieć znów te stare zwoje, dobrze znane szare komórki, które zapamiętałam... tak, w mózgu niepozornej blondynki ponownie zagościła Julia Zła, Julia Ignorantka, Julia Niedbająca, Julia Obojętna, Julia Rebeliantka, Julia Wyzwolona! Zmierzam tu do podkreślenia, że wróciła moja zwykła skłonność do chłodu, graniczącego z apatią. Myślę, że ta zmiana jest spowodowana gwałtownym, metafizycznym ciosem w bebechy, który w moim mózgu zarysował się zdaniem "GDZIE JA KURDE MIAŁAM OCZYYY?!". Tak, owszem - po ponownym popełnieniu tego samego błędu i przetrawieniu tych samych konsekwencji, udało mi się wyciągnąć takie same wnioski. Zauważyłam, że, choć zdawałam sobie sprawę z emocjonalnych wodorostów, smerających moje stopy w czasie takich a nie innych zachowań, znajdowałam dla nich milion okoliczności łagodzących. Moment, w którym pałętające się bezwiednie po głowie zdanie "boże, co ja robię, przecież to szaleństwo!" zaczyna ewoluować i wypływa na powierzchnię mózgu w formie słownej maczety, zbliżonej do "IDIOTKO, POPIEPRZYŁO CIĘ DO RESZTY" zawsze sprzyja drobnym załamaniom nerwowym. Tak też było w tym przypadku. Na szczęście wymiana osobowości dokonała się już w pełni, więc obecnie pozostaję poza zasięgiem takich bzdur jak załamanie nerwowe. Oczywiście szczegóły mojego alternatywnego jestestwa zmieniły się od poprzedniego razu, ale poznałam to przede wszystkim po wrogości do innych (np. idioty-rasta-pozera, dla którego esencją reggae jest NDK, albo idiotek-wagarowiczek, które pozbawiły mnie wychowawcy). W tym stadium będę pracować nad charyzmą i wybiórczą obojętnością - chodzi mi tu o pozbycie się nawyku lubienia wszystkich i wszystkiego na siłę (co ja mówię? to samo zniknęło, właśnie w tym leży cały bajer) oraz wyeliminowaniu zainteresowania z uprzejmości. W ogóle wyeliminowaniu niepotrzebnej uprzejmości. I to nie jest tak, że tego chcę, moja psychika tak zadecydowała... kurczę, mam nadzieję że zostanę zrozumiana ._.
Na moralizujące gadki o szyku zdania dziwnym - weny brak, zabawnych metafor niedobór, ekspresyjnych wyrazów frustracji podobnie. Blogowo się staczam, na szczęście w realu popindalam przez las bez majtków, więc co mi tam. Tym pozytywnym akcentem zakończę notkę o moim powrocie na Ciemną Stronę Mocy.
niedziela, 27 lutego 2011
Highway to Bolesławiec!
Czas marnuję odkrywając możliwości mojej nowej zabawki, Samsunga S5330 Wave. O taak! Oczywiście nagle dowiaduję się, że nikt z moim znajomych nie lubi telefonów dotykowych, zabawne (: . Tak, one są gówniane, ale doskonale wiem że na taki bajer połowie moich rówieśnic ślinka cieknie. No, nieważne, ważna jest tylko klawiaturka qwerty i darmowy internet ciągnięty od... komendy policji (pozdrawiam gorąco!).
Nie, nie skończyłam jeszcze projektu, buahahahah! Wyrzuty sumienia zastąpiłam w głowie myślą, ze w sumie nic takiego się nie stanie, jeśli oddam go z lekkim opóźnieniem, zwłaszcza, że moim koleżankom też nie idzie najlepiej. W końcu najgorsze, co może nas spotkać, to śmierć, a kiedy już umrzemy i tak będzie nam wszystko jedno :].
Coraz lepiej zapamiętuję sny. Długie miesiące treningów zaprzepaściłam w bodaj dwa tygodnie, ale teraz zbliżam do stanu poprzedniego. Dużo rozmyślałam o wartości mojego czasu i poświęconych emocji - otagowałam je jako "bezcenne" i "zaprzepaszczenie grozi śmiercią i innymi aktami autoagresji". Dlatego postanowiłam nie poddawać się w obu umierających przypadkach beznadziejnych. Po podjęciu tej decyzji miałam bardzo szczegółowy sen z udziałem mojego internetowego znajomego sprzed lat, o którego istnieniu prawie całkiem zapomniałam. Zastanawiam się, jaki mój umysł ma cel w wytykaniu mi moich porażek tuż przed podjęciem nowego postanowienia. Złośliwość ma po mnie :3.
Nawiązując do tej decyzji, dupa z niej wyszła. Dupa, dupa, dupa! Wróciło to ukłucie w okolicach mostka. W zasadzie lubię to uczucie. Chyba mnie to kręci. Podejrzenia co do mojego ewentualnego masochizmu niebezpiecznie zbliżają się do potwierdzonych doświadczeniem faktów.
BC odwiedziłam, przenudziłam i powróciłam - uwielbiam czas spędzany z rodzinką (:. I uwielbiam mój model Sokoła Milenium!
Autor:
Julia
o
13:32
0
komentarze
Etykiety: babcia, herbata, masochizm, nieróbstwo, policja, projekt edukacyjny, Robert, rodzina, sen, Sokół Milenium, telefon, złośliwość, znajomi
wtorek, 22 lutego 2011
Wlazł kotek na płotek...
Kontynuując szlachetny zamysł postów pełnych treści, emocji i sensu, rozpoczęty w poprzedniej notce, zamierzam dziś ze szczegółami opisać tutaj swoją niechęć i żal, skierowany w stronę okrutnego wszechświata.
Oczywiście uważny czytelnik zauważył wszystkie środki stylistyczne w powyższym zdaniu, więc pewnie nie muszę tłumaczyć, że "szlachetny(...)" było ironią, a "żal (...) w stronę wszechświata" hiperbolą? Cudownie, nie lubię przerywać swoich słowotoków - jak wpadam w szał, to raz, a porządnie.
Zauważyliście, że ludzie nie czytają umów? I często zgadzają się na coś, czego nie rozumieją, albo na coś, co ich przerasta? Wiecie, jak to się nazywa? NIEODPOWIEDZIALNOŚĆ, kochani! Oczywiście nieodpowiedzialność ze strony użytkownika, zaś ze przedmiotu - po prostu naiwność. Nieodpowiedzialność to jedna z cech, których nienawidzę najbardziej - zaraz po dziwkarstwie i hipokryzji. Oczywiście to się ściśle ze sobą łączy, można powiedzieć, że jedno wynika z drugiego, więc moja uwaga nie była konieczna, jednak nie ufam, że przeciętny czytelnik zrozumie moje intencje, a przecież nie chciałabym kolejnego nieporozumienia. Kolejnego błędnego wniosku, wyciągniętego przez jakiś chaotyczny umysł, obraźliwego dla mnie i, co najgorsze, nieusuwalnego z prostej świadomości. A teraz płynnie połączę oba wątki jednym, treściwym stwierdzeniem: kiedy na gg jestem dostępna, to znaczy, że mogę rozmawiać; kiedy jestem niedostępna to znaczy, że rozmawiać nie mogę; kiedy mam status "nie przeszkadzać" to znaczy, że poświęcam się jakiejś czynności i niemiłe mi jest przerywanie jej - przynajmniej przez niektórych; a kiedy mam status "zaraz wracam", to znaczy, że zaraz wrócę, w domyśle - nie ma mnie przy komputerze lub nie jestem w stanie rozmawiać, ale zaraz będę, więc ewentualni zainteresowani rozmową mogą chwilę poczekać. Oczywiście ponownie nie ufam, że czytelnik zrozumiał moją metaforę, więc przetłumaczę na "nasze": moje słowa często są żartobliwe, sarkastyczne, przesadne, ale przychodzi taki moment, że mówię całkiem poważnie; a kiedy mówię poważnie, to znaczy, że jestem doskonale świadoma konsekwencji składanych próśb i obietnic i tego samego oczekuję od rozmówcy. ŚWIADOMOŚCI KONSEKWENCJI oraz ODPOWIEDZIALNOŚCI. Ich brak będzie od dzisiaj traktowany z równą surowością jak brak szacunku do mnie. Śmiercią*.
W tej chwili wydaje mi się, przeżycie tych wszystkich uczuć, które kłębią się teraz w mojej głowie, jest wyczynem na skalę światową, równym przetrwaniu jakiegoś wielkiego kataklizmu, ale cóż - uroki chwili, prawda? Chcę się obudzić z tą cudowną świadomością, że wszystko będzie dobrze, bez uczucia, że muszę robić opisy zwierząt wybitych przez człowieka do projektu edukacyjnego (********** gówno do ***** komu potrzebne), która to czynność dalece wykracza poza moje chęci i kompetencje; chcę się obudzić bez chęci dokonania mordu na Justynie, Annie i Apolonii za to, że wymyśliły tak cudowny podział obowiązków, w którym Lewa pisze o znanych wszystkim zwierzętach, Apolonia rysuje obrazki a Justysia nie robi nic, podczas gdy męczę się z najbardziej popraną częścią tej pracy; obudzić się bez myśli, że ten projekt może zawalić moje świadectwo ukończenia gimnazjum i bez myśli, że mam tak cholernie dużo do zrobienia. Bez tych pieprzonych wyrzutów sumienia. Boję się iść spać, bo jak się obudzę zacznę marnowanie kolejnego, beznadziejnego dnia, pełnego uczuć z poprzednich dwóch akapitów.
Tak, naprawdę mam ochotę dokonać aktu przemocy fizycznej na kimś. Najchętniej położyłabym się w wannie pełnej ciepłej, gorącej krwi oraz innych elementów ludzkiej jamy brzusznej. Aaach!
*Lub fochem
poniedziałek, 21 lutego 2011
czwartek, 17 lutego 2011
Manson
[Kolejne coś pomiędzy opowiadaniem a osobistym przeżyciem. Kolejna zabawa słowem.]
Autor:
Julia
o
15:02
0
komentarze
Etykiety: Marilyn Manson, miłość, muzyka
środa, 16 lutego 2011
Jak widzę muzykę?
[Feryjnych postanowień ciąg dalszy]
i przynoszą błogosławione zatracenie. To samo dzieje się z piosenką – najpierw cieszy ucho, później jej treść przedziera się przez mózg by w końcu zatruć serce i tym samym odebrać wszelki kontakt z rzeczywistością. Po kilku akordach, podobnie jak po kieliszku wódki, myśli łatwiej uciekają, dalej błądzą i ciężej im zatrzymać się w jednym miejscu.
Autor:
Julia
o
12:42
0
komentarze
Etykiety: gitara, Marilyn Manson, muzyka, nine inch nails, nuda, trent reznor, wolność
piątek, 11 lutego 2011
Co by było gdyby narkotyki były legalne?
(Tekst napisany pod wpływem mojego nowego postanowienia: ćwiczyć pisanie codziennie. Nie takie prace były zamierzonym efektem zabawy w Co By Było Gdyby, ale na początek - nie jest źle. Uznałam że wydźwięk idealnie pasuje na bloga, nie zaś do opowiadania.)
Autor:
Julia
o
12:12
0
komentarze
czwartek, 3 lutego 2011
Co Julię denerwuje? Part I
Ambitny temat obrałam, nie ma co. Na książkę. Może nawet encyklopedię. Dziesięciotomową. Ale to w drodze do mojego hipisowskiego szczęścia - nazwać to, a potem nauczyć się tolerować. Tak, właśnie tak. Może zacznijmy od małego kalibru.
Autor:
Julia
o
07:08
0
komentarze
niedziela, 30 stycznia 2011
Misja: zostać hipisem
Status misji: rozpoczęta
Data finalizacji misji: wakacje 2011
Największe zagrożenia dla
prawidłowego przebiegu misji: szkoła, mama, społeczeństwo, wszechświat
Sprzymierzeńcy: Agatka
Potencjalni wrogowie: pozostali (wszyscy, oprócz Agatki)
Podmisje: a) dieta
b) edukacja muzyczna (z naciskiem na: The Doors, John
Lennon, Prince, Lenny Kravitz, Led Zeppelin, The
Rolling Stones)
c) lektura: Timothy Leary - Polityka Ecstasy
Środki: mówienie do ludzi 'bracie' i 'siostro', ew. 'kwiatuszku'
wzajemna motywacja
muzyka
stosowanie substancji odurzających (niedostępne)
Cel: nieprzejmowanie się, optymizm, spełnienie marzeń
Niech moc mi sprzyja...
Autor:
Julia
o
15:23
1 komentarze
Etykiety: dobra passa, hipis, optymizm, plany, radość, szczęście, wakacje
Copyright © 2011 Grając królową samobójców.
Designed by headsetoptions, Blogger Templates by Blog and Web