Czas marnuję odkrywając możliwości mojej nowej zabawki, Samsunga S5330 Wave. O taak! Oczywiście nagle dowiaduję się, że nikt z moim znajomych nie lubi telefonów dotykowych, zabawne (: . Tak, one są gówniane, ale doskonale wiem że na taki bajer połowie moich rówieśnic ślinka cieknie. No, nieważne, ważna jest tylko klawiaturka qwerty i darmowy internet ciągnięty od... komendy policji (pozdrawiam gorąco!).
Nie, nie skończyłam jeszcze projektu, buahahahah! Wyrzuty sumienia zastąpiłam w głowie myślą, ze w sumie nic takiego się nie stanie, jeśli oddam go z lekkim opóźnieniem, zwłaszcza, że moim koleżankom też nie idzie najlepiej. W końcu najgorsze, co może nas spotkać, to śmierć, a kiedy już umrzemy i tak będzie nam wszystko jedno :].
Coraz lepiej zapamiętuję sny. Długie miesiące treningów zaprzepaściłam w bodaj dwa tygodnie, ale teraz zbliżam do stanu poprzedniego. Dużo rozmyślałam o wartości mojego czasu i poświęconych emocji - otagowałam je jako "bezcenne" i "zaprzepaszczenie grozi śmiercią i innymi aktami autoagresji". Dlatego postanowiłam nie poddawać się w obu umierających przypadkach beznadziejnych. Po podjęciu tej decyzji miałam bardzo szczegółowy sen z udziałem mojego internetowego znajomego sprzed lat, o którego istnieniu prawie całkiem zapomniałam. Zastanawiam się, jaki mój umysł ma cel w wytykaniu mi moich porażek tuż przed podjęciem nowego postanowienia. Złośliwość ma po mnie :3.
Nawiązując do tej decyzji, dupa z niej wyszła. Dupa, dupa, dupa! Wróciło to ukłucie w okolicach mostka. W zasadzie lubię to uczucie. Chyba mnie to kręci. Podejrzenia co do mojego ewentualnego masochizmu niebezpiecznie zbliżają się do potwierdzonych doświadczeniem faktów.
BC odwiedziłam, przenudziłam i powróciłam - uwielbiam czas spędzany z rodzinką (:. I uwielbiam mój model Sokoła Milenium!
niedziela, 27 lutego 2011
Highway to Bolesławiec!
Autor:
Julia
o
13:32
0
komentarze
Etykiety: babcia, herbata, masochizm, nieróbstwo, policja, projekt edukacyjny, Robert, rodzina, sen, Sokół Milenium, telefon, złośliwość, znajomi
wtorek, 22 lutego 2011
Wlazł kotek na płotek...
Kontynuując szlachetny zamysł postów pełnych treści, emocji i sensu, rozpoczęty w poprzedniej notce, zamierzam dziś ze szczegółami opisać tutaj swoją niechęć i żal, skierowany w stronę okrutnego wszechświata.
Oczywiście uważny czytelnik zauważył wszystkie środki stylistyczne w powyższym zdaniu, więc pewnie nie muszę tłumaczyć, że "szlachetny(...)" było ironią, a "żal (...) w stronę wszechświata" hiperbolą? Cudownie, nie lubię przerywać swoich słowotoków - jak wpadam w szał, to raz, a porządnie.
Zauważyliście, że ludzie nie czytają umów? I często zgadzają się na coś, czego nie rozumieją, albo na coś, co ich przerasta? Wiecie, jak to się nazywa? NIEODPOWIEDZIALNOŚĆ, kochani! Oczywiście nieodpowiedzialność ze strony użytkownika, zaś ze przedmiotu - po prostu naiwność. Nieodpowiedzialność to jedna z cech, których nienawidzę najbardziej - zaraz po dziwkarstwie i hipokryzji. Oczywiście to się ściśle ze sobą łączy, można powiedzieć, że jedno wynika z drugiego, więc moja uwaga nie była konieczna, jednak nie ufam, że przeciętny czytelnik zrozumie moje intencje, a przecież nie chciałabym kolejnego nieporozumienia. Kolejnego błędnego wniosku, wyciągniętego przez jakiś chaotyczny umysł, obraźliwego dla mnie i, co najgorsze, nieusuwalnego z prostej świadomości. A teraz płynnie połączę oba wątki jednym, treściwym stwierdzeniem: kiedy na gg jestem dostępna, to znaczy, że mogę rozmawiać; kiedy jestem niedostępna to znaczy, że rozmawiać nie mogę; kiedy mam status "nie przeszkadzać" to znaczy, że poświęcam się jakiejś czynności i niemiłe mi jest przerywanie jej - przynajmniej przez niektórych; a kiedy mam status "zaraz wracam", to znaczy, że zaraz wrócę, w domyśle - nie ma mnie przy komputerze lub nie jestem w stanie rozmawiać, ale zaraz będę, więc ewentualni zainteresowani rozmową mogą chwilę poczekać. Oczywiście ponownie nie ufam, że czytelnik zrozumiał moją metaforę, więc przetłumaczę na "nasze": moje słowa często są żartobliwe, sarkastyczne, przesadne, ale przychodzi taki moment, że mówię całkiem poważnie; a kiedy mówię poważnie, to znaczy, że jestem doskonale świadoma konsekwencji składanych próśb i obietnic i tego samego oczekuję od rozmówcy. ŚWIADOMOŚCI KONSEKWENCJI oraz ODPOWIEDZIALNOŚCI. Ich brak będzie od dzisiaj traktowany z równą surowością jak brak szacunku do mnie. Śmiercią*.
W tej chwili wydaje mi się, przeżycie tych wszystkich uczuć, które kłębią się teraz w mojej głowie, jest wyczynem na skalę światową, równym przetrwaniu jakiegoś wielkiego kataklizmu, ale cóż - uroki chwili, prawda? Chcę się obudzić z tą cudowną świadomością, że wszystko będzie dobrze, bez uczucia, że muszę robić opisy zwierząt wybitych przez człowieka do projektu edukacyjnego (********** gówno do ***** komu potrzebne), która to czynność dalece wykracza poza moje chęci i kompetencje; chcę się obudzić bez chęci dokonania mordu na Justynie, Annie i Apolonii za to, że wymyśliły tak cudowny podział obowiązków, w którym Lewa pisze o znanych wszystkim zwierzętach, Apolonia rysuje obrazki a Justysia nie robi nic, podczas gdy męczę się z najbardziej popraną częścią tej pracy; obudzić się bez myśli, że ten projekt może zawalić moje świadectwo ukończenia gimnazjum i bez myśli, że mam tak cholernie dużo do zrobienia. Bez tych pieprzonych wyrzutów sumienia. Boję się iść spać, bo jak się obudzę zacznę marnowanie kolejnego, beznadziejnego dnia, pełnego uczuć z poprzednich dwóch akapitów.
Tak, naprawdę mam ochotę dokonać aktu przemocy fizycznej na kimś. Najchętniej położyłabym się w wannie pełnej ciepłej, gorącej krwi oraz innych elementów ludzkiej jamy brzusznej. Aaach!
*Lub fochem
poniedziałek, 21 lutego 2011
czwartek, 17 lutego 2011
Manson
[Kolejne coś pomiędzy opowiadaniem a osobistym przeżyciem. Kolejna zabawa słowem.]
Autor:
Julia
o
15:02
0
komentarze
Etykiety: Marilyn Manson, miłość, muzyka
środa, 16 lutego 2011
Jak widzę muzykę?
[Feryjnych postanowień ciąg dalszy]
i przynoszą błogosławione zatracenie. To samo dzieje się z piosenką – najpierw cieszy ucho, później jej treść przedziera się przez mózg by w końcu zatruć serce i tym samym odebrać wszelki kontakt z rzeczywistością. Po kilku akordach, podobnie jak po kieliszku wódki, myśli łatwiej uciekają, dalej błądzą i ciężej im zatrzymać się w jednym miejscu.
Autor:
Julia
o
12:42
0
komentarze
Etykiety: gitara, Marilyn Manson, muzyka, nine inch nails, nuda, trent reznor, wolność
piątek, 11 lutego 2011
Co by było gdyby narkotyki były legalne?
(Tekst napisany pod wpływem mojego nowego postanowienia: ćwiczyć pisanie codziennie. Nie takie prace były zamierzonym efektem zabawy w Co By Było Gdyby, ale na początek - nie jest źle. Uznałam że wydźwięk idealnie pasuje na bloga, nie zaś do opowiadania.)
Autor:
Julia
o
12:12
0
komentarze
czwartek, 3 lutego 2011
Co Julię denerwuje? Part I
Ambitny temat obrałam, nie ma co. Na książkę. Może nawet encyklopedię. Dziesięciotomową. Ale to w drodze do mojego hipisowskiego szczęścia - nazwać to, a potem nauczyć się tolerować. Tak, właśnie tak. Może zacznijmy od małego kalibru.
Autor:
Julia
o
07:08
0
komentarze
Copyright © 2011 Grając królową samobójców.
Designed by headsetoptions, Blogger Templates by Blog and Web