sobota, 22 stycznia 2011

W pułapce

Nienawidzę być zamknięta. Nienawidzę mentalnych klatek, porozstawianych na każdym kroku, czekających, żeby mnie złapać i zagłodzić. W szkole, w każdej ławce, siedzi przynajmniej jedna taka pułapka - choćby i malutka. Czasem zdaje mi się, że otwieram drzwi i raz na zawsze uwalniam się z tej klatki, a w rzeczywistości po prostu wchodzę do innej. Już dawno przestało istnieć wyjście. Pierwszą klatką jest wszechświat. Drugą - Ziemia. Trzecia to państwo i tutaj rodzi się największa frustracja, bo, o ile ze wszechświata dałoby się wyjść, z państwa - nie można. Każde ścierwo leży na czyjejś ziemi. A po państwie są ludzie. I od nich też nie można się uwolnić, bo albo jesteśmy z nimi, dzielimy uczucia, myśli i ambicje, albo tęsknimy do nich, potrzebujemy ich, gardzimy nimi, nienawidzimy ich, ignorujemy - jesteśmy nieodmiennie spleceni w jeden, umierający organizm. Pozwolę sobie zacytować moją polonistkę: "Łączy je to, że są sobie przeciwne". Ludzie dzielą się na mniejsze i większe klatki - dyrektor szkoły nakłada na uczniów klatkę, ale dość obszerną i, w gruncie rzeczy, przytulną, ale już nauczyciel WDŻ wkłada każdemu - każdemu, do kogo uda mu się podejść - kaganiec, który ukierunkowuje nawet sposób szukania ucieczki. Przyjaciele też zamykają cię w klatce, ale siedzą w niej razem z tobą. Wrogowie wiążą cię na smycz i tak obie strony przeciągają się, a ta, która ciągnie mocnej staje się poddanym. Długo mogłabym jeszcze komentować... ale nie to jest moim celem. Chcę tylko przybliżyć mój tok myślenia. Moim celem jest porzucenie klatek, co, jak już mówiłam, nie jest możliwe. Ale i w klatce mogłabym być wolna - gdybym ją zaakceptowała i gdyby nie przeszkadzała mi ona w życiu. Wszechświat mi nie przeszkadza, wspaniałomyślnie rzekłam. Ziemia też nie, ją nawet lubię. Państwo to klatka, której najbardziej nienawidzę, którą gardzę jak chyba żadną inną. Paradoksalnie, urodzić się jest najlepszym sposobem, żeby wpakować się w klatkę bez wyjścia. Ale i to mogłabym zaakceptować, bo nie czuję potrzeby walki z wiatrakami. Szkoła - to klatka którą uwielbiam, bo chociaż (jak każda) w jakiś sposób ogranicza, to umiem znaleźć korzyść w sztywnych drogach, które tak wyraźnie wskazuje. Mogę nimi iść, bo widzę że prowadzą... do słusznej klatki? Można tak powiedzieć? W dzisiejszym świecie chyba trzeba.  Chodzi mi o to, że ona ogranicza tylko te negatywne ucieczki. Najbardziej chciałabym się wydostać z tych klatek, które nałożyli na mnie niektórzy ludzie - z tej klatki nienawiści do miłości, tęsknoty, namiętności do obojętności. I z klatki marzeń, których nigdy, przenigdy nie spełnię, jak słoń, który chciałby być baletnicą, albo brzydkie kurczątko, które chciałoby być kaczątkiem. I z klatki mojego parszywego ciała, drugiej (zaraz po państwie) najbardziej frustrującej klatki, drugiego kagańca, który nakłada nam się przy urodzeniu.
Nienawidzę klatek...

0 komentarze:

Prześlij komentarz