poniedziałek, 17 maja 2010

"Trudna droga z piekła" i jej patologiczny wpływ na moje ciało migdałowe

Ten poprzedni post,
to była gorączka. ^^
Tak tak, kolejny dzień spędziłam leżąc w łóżku, smarkając i skupiając się na wizualizacjach podsyłanych mi przez rozgrzany mózg. Ludzkie ciało jest takie zabawne, wystarczy jeden wirusik a ono - bezbronne i słabe - staje się bezużyteczne dla właściciela. To bardzo sprzyja odizolowaniu podświadomości od umysłu - i właśnie dlatego lubię być chora, zapatrywać się w obrazy mojej duszy przekształcane przez ograniczenia mojego mózgu, ale jednak UJAWNIONE - chociaż w formie pośredniej.
Dalej piszę, tzn znowu. O, a może lepiej: zaczęłam pisać. Z resztą, co za różnica. Ważne, że odgrzewam pomysł, który zaczął się jakiś rok temu (no, może troszkę wcześniej), a który w przypływie szału uznałam za żałosny i wyrzuciłam w najciemniejszy zakamarek mojej niedoskonałej pamięci. No i teraz go odgrzebałam, stwierdziłam że jest dobry. Pewnie niedługo znowu go usnę, ale co mi tam :D.
Oj, oj. Zapomniałam, że dzisiaj miałam być pogrążona w żalu. Korzystając z okazji składam szczere kondolencje i ubolewanie wszystkim fanom Ronnie'go James'a Dio. Nie znałam go zbyt dobrze, ale... To był idol mojego idola. Inspiracja mojej inspiracji. Tak, to była osoba, która zapoczątkowała fascynację rockiem u Briana. U Marilyn'a. Co on teraz musi czuć? Kiedy pomyślę sobie, jak czułabym się gdyby on... brr. Brian, kocham Cię ;>.
No a teraz sedno, zawarte już w tytule. CZYTAM AUTOBIOGRAFIĘ MM! Bo okazało się, że te skany to jednak BYŁY PO KOLEI! :D. Mogłam ją przeczytać już w marcu, cipa ze mnie. Ale co tam. Popłakałam się już. Zrobiłam sobie małe intro w postaci wywiadu MM dla Kerrang i teraz mi wyszła taka fajna retrospekcja. Cudowne. Im dłużej czytam książkę, tym bardziej mam wrażanie, że Brian jest moim ideałem istoty i jednocześnie wzrasta we mnie podziw dla jego obecnej normalności. Oczywiście z tą normalnością to można by dyskutować, ale chodzi mi o jego względną obojętność w stosunku do przeszłości. Choć nawiązania do ponurego dzieciństwa pojawiają się w utworach do dziś, to on sam nie jest szczególnie złamany psychicznie, a jak tak czytam to dochodzę do wniosku, że powinien być. Powinien siedzieć w szpitalu bez klamek i kiwać się w przód i w tył. Kiedy czytam jak stawał się buntownikiem, jak zaczynał być inny widzę w nim niedościgniony obraz tego, czym sama chciałabym być. Patrzę na te zdjęcia i zastanawiam się, ile bym dała, aby być z nim w tych ponurych latach '80, kiedy był w moim wieku i jako jedyny grał w rpg'i :D. Brian nazywa się frajerem, większość ludzi pewnie też tak go nazwie, ale dla mnie to jest doskonały przykład człowieka potrafiącego mieć pasję i nie zważającego na to, że innym to pasuje. Odmieniec. Każdy 'frajer' jest moim ideałem i idolem.
A co do tego płakania, popłakałam się przy fragmencie o 'zabawie w więzienie' i otrutym psie. ;(. Podziwiam go za to, że sobie z tym poradził.
A obok tego podziwu zastanawiam się, jak wiele z tego podkolorował i zmyślił, a ile ukrył.
(;.
Kocham go, tak czy siak.
Bardzobardzobardzo.
A to opowiadanie 'Wszystko w rodzinie', to już jest cudowne, naprawdę. Wiersze też, ale opowiadanie bardziej.

No a co do mnie samej, chyba zacznę się poddawać fascynacji Brianem jeszcze bardziej. Przemknęła mi przez głowę wizja wytapetowania ściany jego zdjęciami. ;d a tak poważnie, zamierzam kiedyś zbliżyć się do idoli mojego idola, tj AC/DC, Iron Maiden, wspomniany już Ronnie James Dio. Wiem wiem, wstyd ich nie znać. Ale jak usłyszałam o śmierci Ronniego doszłam do wniosku, że zamykam się w twórczości MM, a być może kiedyś będę płakać, bo już nigdy nie zobaczę niektórych zespołów na żywo - zakocham się w legendach. Po co? Poszerzę swoje horyzonty ;d.
Miałam coś napisać o zeszłym tygodniu, ale doszłam do wniosku, że mi się nie chce, więc w tym miejscu mojego pamiętnika czytelnik odnajdzie wielką, czarną dziurę o zamglonych i postrzępionych brzegach, która zionie pustką i nieodgadniętymi zdarzeniami.
Zaczyna się Lamb Of God, kończę.

0 komentarze:

Prześlij komentarz