Usłyszałam dzisiaj ciszę w głowie. Bardzo mnie to zaniepokoiło. Ten cichutki, uporczywy głosik, który tak niezmordowanie przypominał mi, co jest dobre, a co złe; ten sam, który biczował mnie za każdy krok nieprzybliżający do doskonałości - zamilkł dzisiaj. Widziałam, jak moje superego składa broń, siada cichutko w kąciku i patrzy tępo w przestrzeń. Słyszałam, jak chicho chichocze przez łzy i czułam, jak delikatnie gładzi mnie po głowie. Już nie płacz, mówiło. Już nie trzeba. Pozwalam ci odejść. To było jak pożegnanie, jakbym już nigdy więcej nie miała go usłyszeć. Nie chciałam tego. Lubiłam je. Tworzyliśmy całkiem udany związek - ono dominowało, a ja miałam coś, przeciw czemu mogłam się buntować.
Szkoda.
środa, 26 grudnia 2012
Taka szkoda.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Copyright © 2011 Grając królową samobójców.
Designed by headsetoptions, Blogger Templates by Blog and Web
2 komentarze:
co teraz?
chciałabym wiedzieć...
Prześlij komentarz