Właśnie zdałam sobie sprawę, że fizyki nie pokonam - świat się stacza, a ja jestem zbyt mała by moja skierowana przeciwnie siła mogła coś z tym zrobić. Zostanę pociągnięta na dno razem z nim, czy tego chcę, czy nie. Nieważne jak bardzo będę się zapierać, w końcu wszystko prędzej czy później spadnie w dół. Jakżeż cudownie byłoby puścić się z prądem cywilizacji w drogę do autodestrukcji!
niedziela, 12 grudnia 2010
Fizyka jest silniejsza
W tej chwili czuję dokładnie nic. Nic nie chcę. Nic mnie nie obchodzi. Od jakichś czterech dni próbuję się rozpłakać, niestety bezskutecznie. Nie pomogła nawet wywołana przez Jezusa wizja wtrącenia do pustego lochu i wyboru między śmiercią głodową, a pożeraniem winylowych płyt Beatlesów. Czuję się, jakbym oglądała wszystko zza kuloodpornej szyby - armagedon, ogień piekielny, przybycie Bestii, pęknięcie w chmurach, a ja zajadam popcorn. Jest dokładnie tak jak z tymi horrorami - ja naprawdę CHCĘ się bać, ale w najlepszym przypadku nie czuję nic. Teraz chciałabym rozpaczać, tak bezsilnie panikować, wrzeszczeć, drapać ściany, czuć żądze mordu, rozczarowanie albo chociaż zwykłą, głupią zazdrość - ale jestem tylko zła, (nie na innych - na siebie), a i to uczucie już powoli mnie opuszcza. Identyfikuję się w 100% z piosenką "Minute of decay":
Niewiele pozostało do kochania
A ja jestem zbyt zmęczona, by nienawidzić
Czuję pustkę, czuję minutę rozpadu
Jestem właśnie na swojej drodze na dno
Chciałabym zabrać cię ze sobą
W tej samej minucie, w której się rodzi
Zaczyna umierać
Chciałabym się po prostu poddać
Chciałabym porzucić to kłamstwo
Brak bólu, brak nadziei
Brak czegokolwiek, co mogłabym powiedzieć
Nie ma lekarstwa na to, co mnie zabija.
Jestem na swojej drodze na dno
Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam
Świat, który jest martwy...
I ja chyba też jestem.
W zaistniałej sytuacji niewiele mam do wyjaśniania. Staram się jakoś chemicznie poprawić sobie nastrój, pociągam z gwinta sok malinowy i jest jakiś postęp - zrobiło mi się niedobrze. Niestety nic poza tym.
Usunęłam z mojej listy wszystkich, których opisy nie były miłe dla oka - zostało 40 osób. Nie jest źle.
Autor:
Julia
o
06:30
Etykiety: minuta rozpadu, nicość, pustka
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Copyright © 2011 Grając królową samobójców.
Designed by headsetoptions, Blogger Templates by Blog and Web
0 komentarze:
Prześlij komentarz