czwartek, 7 lutego 2013

Emosmęty

Ile razy już przez to przechodziłam? Siadałam późnym wieczorem za biurkiem, zwieszając głowę, w której dudniło mi to jedno, przytłaczające pytanie: co jest ze mną nie tak? Wszystko zdaje się być na miejscu. Niczego nie brakuje i niczego nie jest za dużo... no, może brakuje kilku rzeczy, ale wszystko w granicach normy. I bardzo długi, skomplikowany ciąg myślowy, którego nie chce mi się teraz odtwarzać, ponownie doprowadza mnie do wniosku, że jestem po prostu zbyt słaba i wrażliwa by istnieć w tak pustym i szarym świecie, jak ten. A najgorsze, że nikogo nie mogę za to winić, a więc i karać nie ma kogo.
W tym właśnie momencie lubię wracać do mojego małego kompleksu mesjasza, podobnego trochę do tego, który trawił wujka Adolfa. Pogrążam się w kojącym przekonaniu, że wszystko to ma jakiś większy cel. Rozpływam się w fantazjach o tym, że wszechświat nienawidzi mnie tylko i wyłącznie dlatego, że postrzega mnie jako zagrożenie dla swojej niezależności. A jednak gdzieś w kącie mojej głowy siedzi ten mały, złośliwy Schopenhauer i podszeptuje - cichutko, ale uparcie: BULLSHIT.

"Nie ten wymiar, to kolejny"
Chyba coś w tym jest.

0 komentarze:

Prześlij komentarz